Zmrożony pandemią koronawirusa świat zapomniał już niemal kompletnie o konflikcie na wschodzie Ukrainy, który trwa nieprzerwanie od 2014 roku. W strefie przyfrontowej wciąż jednak żyją ludzie, starając się ułożyć jakoś swoje życie. Takim właśnie osobom pomaga obecna tam Polska Akcja Humanitarna.
Bartosz Tesławski: Czym zajmuje się Polska Akcja Humanitarna na Ukrainie?
Claudia Zygmunt: Jako PAH zapewniamy pomoc w zaspokojeniu najbardziej podstawowych potrzeb na wschodzie Ukrainy. Jesteśmy tam obecni od samego początku konfliktu, od 2014 roku. Skupiamy się na osobach starszych, samotnych, które tam pozostały. Dostarczamy paczki z żywnością i artykułami higienicznymi, a ostatnio również paczki ze środkami niezbędnymi do walki z COVID-19. Wspieramy również lokalne szpitale, które zostały zniszczone na skutek wieloletnich działań zbrojnych.
Przykładowo dzięki zbiórce zorganizowanej przez PAH i wsparciu polskiego społeczeństwa sfinansujemy zakup mebli dla oddziału zakaźnego szpitala w Torecku. Zwiększamy również dostęp do usług socjalnych oraz poziom udzielanej pomocy psychologicznej i społecznej, między innymi poprzez stworzenie Społecznych Centrów Usług Psychologicznych, organizowanie treningów i warsztatów dla pracowników społecznych, czy dostosowanie instytucji społecznych do potrzeb osób z niepełnosprawnościami.
Czym praca na Ukrainie różni się od pracy w innych krajach?
Z perspektywy organizacji humanitarnej różnica polega na tym, w jaki sposób możemy pomagać. W przypadku konfliktów i kryzysów humanitarnych na Bliskim Wschodzie czy w Afryce głównym problemem jest dostęp do czystej wody i sanitariatów, a także do edukacji na temat higieny. W Ukrainie ten problem występuje w mniejszym stopniu. Poza zaspokajaniem podstawowych potrzeb poprzez dystrybucję żywności i środków higienicznych, w dużej mierze skupiamy się na budowaniu potencjału lokalnej społeczności i na tzw. projektach rozwojowych, które pozwalają mieszkańcom zwiększać swoje umiejętności i przejąć kontrolę nad własnym życiem.
PAH działa na Ukrainie tam, gdzie ślady konfliktu na wschodzie kraju są najbardziej widoczne. Jakie wsparcie psychospołeczne oferujecie mieszkańcom i z czym muszą sobie poradzić Ukraińcy mieszkający na obszarze dotkniętym konfliktem? Jaką pomoc jesteście w stanie im zaoferować?
Ze względu na pandemię koronawirusa świadczona przez nas pomoc odbywa się w formie wsparcia online i wsparcia telefonicznego. Są to konsultacje psychologiczne, które są istotne, ze względu na fakt, że ludzie, którym pomagamy mieszkają na linii frontu już od 6 lat. To znaczy, że mają niezwykle wysoki poziom stresu, wciąż martwią się o swoje bezpieczeństwo i od wielu lat żyją w cieniu wojny. Obecnie muszą się również mierzyć z kryzysem związanym z pandemią. Dlatego poziom stresu jest jeszcze większy i również dlatego staramy się zapewniać pomoc nie tylko materialną, ale również psychospołeczną.
Często organizujemy działania, które na pierwszy rzut oka mogą się wydawać banalne, jak na przykład stworzenie chóru, kół zainteresowań czy wspólnych wydarzeń. Takie działania mają na celu zaktywizowanie mieszkańców, ale też pokazanie im, że istnieje lepsza rzeczywistość niż rzeczywistość wojenna, którą widzą za oknem i która po tylu latach stała się ich codziennością.
Czy jesteś w stanie określić, ile osób zostało na froncie? Na Ukrainie żyje bardzo wielu IDPsów (Internally Displaced Person – osoba wewnętrznie przesiedlona). Część mieszkańców zdecydowała się, że nie opuści swoich domów. Jak dużo jest tych osób i czy w warunkach frontowych da się prowadzić namiastkę normalnego życia?
Szacuje się, że 3,4 miliona osób żyje przy linii frontu i potrzebuje pomocy humanitarnej. Jest również spora liczba osób wewnętrznie przemieszczonych, które musiały opuścić swoje domy w wyniku konfliktu zbrojnego. Te osoby, które pozostały, to w 41% osoby starsze powyżej 65 roku życia. Są to zazwyczaj osoby samotne, przeważnie kobiety, często przewlekle chore i w kontekście nie tylko wojny, ale również pandemii, znajdują się w grupie szczególnego ryzyka.
Staramy się wspierać mieszkańców wschodniej Ukrainy do powrotu do normalnego życia. Dlatego właśnie pomagamy nie tylko poprzez projekty humanitarne, ale również rozwojowe, nastawione przede wszystkim na aktywizację i budowanie potencjału lokalnej społeczności. Prowadzimy szkolenia i warsztaty, ucząc m.in. pisania wniosków projektowych i zarządzania, aby mieszkańcy sami mogli zacząć przejmować inicjatywę i poczuć, że mogą zmienić na lepsze rzeczywistość, w której żyją.
Fakt że konflikt w Ukrainie się przedłuża, powoduje, że coraz ciężej jest uwierzyć w to, że sytuacja może się niedługo zmienić. Takie konflikty mają bardzo poważne reperkusje dla przyszłych pokoleń. Obecnie w kontekście pandemii koronawirusa sytuacja jest jeszcze trudniejsza.
Działacie na obydwu stronach frontu. Powiedz, jak podchodzą do was zarówno żołnierze obydwu walczących stron? Jakie napotykacie problemy związane z tym, że faktycznie musicie tę linię frontu przekraczać?
Jako organizacja humanitarna nie mamy bezpośredniego kontaktu z armiami po którejkolwiek ze stron. Organizacje humanitarne, nie tylko nasza, są organizacjami w całości apolitycznymi i naszym głównym zadaniem jest niesienie pomocy. Oczywiście istnieją trudności związane z dostępem do osób, które tej pomocy potrzebują. Tereny kontrolowane i niekontrolowane przez rząd w Kijowie dzieli linia frontu, na której znajduje się tylko 5 checkpointów, czyli miejsc, w których przejście na drugą stronę jest możliwe. Takie ograniczenia sprawiają, że niekiedy szybkie dotarcie z pomocą jest bardzo utrudnione.
Przed jakimi wyzwaniami stajecie w swojej codziennej pracy? Jakie są Wasze podstawowe codzienne wyzwania, czego z perspektywy Warszawy się nie spodziewamy?
Myślę, że wyzwania, z którymi spotykamy się w Ukrainie, są bardzo podobne do wyzwań, których doświadczamy w innych krajach na świecie, gdzie trwa konflikt zbrojny. Ponieważ te działania zbrojne, codzienne ostrzały, zniszczona infrastruktura i ograniczenia w poruszaniu się sprawiają, że dostęp do osób potrzebujących pomocy jest bardzo utrudniony. Musimy zwracać też uwagę na bezpieczeństwo naszych pracowników oraz osób, którym pomagamy.
Z perspektywy Polski musimy też pamiętać, że ta Ukraina, którą znamy z wycieczek do Kijowa czy Lwowa to nie jest ta sama Ukraina, przez którą przebiega linia frontu. Tam faktycznie ostrzały są codziennością. Widok zniszczonych budynków czy szpitali to również codzienny widok. Dla kogoś, kto trafiłby tutaj nagle, prosto z Warszawy to właśnie nieustanne poczucie zagrożenia byłoby największym szokiem.
Jak wygląda obecnie sytuacja na wschodzie kraju? Czy świat przypadkiem trochę nie zapomniał już o wojnie na Ukrainie?
W pełni się zgadzam. Zarówno media jak i opinia międzynarodowa zapomniała już o wschodzie Ukrainy, podobnie jak zapomina się o przedłużających się konfliktach zbrojnych w innych krajach, jak na przykład o wojnie w Jemenie, gdzie PAH również jest obecny. Nawiążę znów do pandemii koronawirusa, bo chociaż mogłoby się wydawać, że w czasie zarazy nie ma czasu na prowadzenie konfliktu zbrojnego, to wojna wciąż trwa, a konflikt przybiera na sile.
Potwierdzają to obserwacje OBWE, która odnotowuje eskalację działań zbrojnych w ostatnich miesiącach. Tylko ostatniej nocy doszło do 12 naruszeń zawieszenia broni. Nie wiem, czym to jest spowodowane, ale zawieszenie broni jest systematycznie naruszane.
Jak sobie daje radę Ukraina z zagadnieniami wsparcia dla swoich obywateli?
W kontekście systemu zdrowotnego i socjalnego są plany i próby odbudowy tych systemów, jednak niepewność i niestabilność sytuacji sprawia, że ich odbudowa idzie bardzo powoli. Z tego powodu ogromną rolę wciąż pełnią organizacje humanitarne, które dbają, aby osoby, które tutaj żyją, nie były pozostawione same sobie.
W najbardziej dramatycznej sytuacji znaleźli się emeryci i renciści, którzy mieszkają na terenach niekontrolowanych przez administrację w Kijowie. Ponieważ przejścia na linii frontu zostały zamknięte, ludzie ci zostali pozbawienia możliwości pobierania świadczeń po stronie rządowej. Z dnia na dzień wiele osób straciło w ten sposób jedyne źródło utrzymania.
Dodatkowym problemem jest gwałtowny wzrost cen żywności i ceny środków higienicznych. Ludzie stają przed dramatycznymi decyzjami czy za niewielkie środki, którymi dysponują kupić jedzenie, lekarstwa czy środki ochrony przed koronawirusem. Kolejnym problemem jest dostęp do szpitali. W ciężkiej sytuacji jest również ponad 200 tys. dzieci i młodzieży mieszkających w strefie konfliktu. W czasie pandemii wiele z nich zostało zupełnie pozbawionych dostępu do edukacji. Co więcej, według danych UNICEFU od początku bieżącego roku w wyniku ostrzałów na wschodzie Ukrainy zginęło 10 dzieci, a wciągu całego konfliktu prawie 250.
Jak wygląda sytuacja z pandemią na wschodzie Ukrainy? Czy ludzie otrzymują podstawową choćby opiekę medyczną, czy jedyną nadzieją w przypadku zakażenia jest samoizolacja?
Musimy pamiętać, że system zdrowia w Ukrainie jest oceniany jako jeden z najgorszych z krajów postsowieckich. W dodatku wiele szpitali zostało zniszczonych przez trwającą wojnę, a dostęp do nich jest ograniczony ze względu na wojnę.
Cała infrastruktura wschodniej Ukrainy została mocno zniszczona w wyniku wieloletnich działań zbrojnych, a w szpitalach brakuje leków, środków ochronnych czy środków dezynfekujących. W dodatku na całej Ukrainie, nie tylko na wschodzie, liczba przeprowadzanych testów jest jedną z najmniejszych w przeliczeniu na 1 mln mieszkańców, a ponad 19% wszystkich potwierdzonych przypadków koronawirusa dotyczy pracowników służby zdrowia.
Sytuacja jest tym gorsza na wschodzie Ukrainy, gdzie system ochrony zdrowia poddany jest presji wojny i zniszczeń. Jedna z lokalnych NGO przeprowadziła ocenę potrzeb i ustalono, że w szpitalu regionalnym w Rubieżnym, który został wyznaczony jako główny szpital chorób zakaźnych w obwodzie, zatrudniony jest tylko jeden lekarz wyspecjalizowany w leczeniu chorób zakaźnych. W dodatku dużą część personelu medycznego stanowią osoby starsze, które same znajdują się w grupie podwyższonego ryzyka. W efekcie, w przypadku szybkiego rozprzestrzeniania się pandemii znaczna liczba pracowników służby zdrowia mogłaby zostać szybko wykluczona ze swojej pracy.
Jeżeli chodzi o liczby zakażonych, to na wschodzie Ukrainy, w obwodach Donieckim i Lugańskim te liczby nie są duże. Dane te są jednak bardzo rzadko aktualizowane, a to może znaczyć, że nie znamy prawdziwej skali pandemii w regionie. Tak samo nie mamy dokładnych danych dotyczących potwierdzonych przypadków zakażeń na terenach, które nie znajdują się pod kontrolą rządu w Kijowie.
Uważam, że niedoszacowanie w liczbach może być naprawdę duże. Zwłaszcza, że osoby mieszkające w pobliżu frontu są osobami z grupy o podwyższonym ryzyku. Dlatego skala pandemii w tym regionie może być duża większa, niż wskazują oficjalne dane.
Czy jesteś w stanie powiedzieć, jak wygląda sytuacja z pandemią wirusa na terenach nieuznanych DNR i ŁNR?
Ostatnie oficjalne dane pochodzą z końca kwietnia i nie mamy miarodajnych informacji dotyczących aktualnej sytuacji. Natomiast trzeba podkreślić, że linia frontu odgrodziła mieszkające tam osoby od dostępu do szpitali. W efekcie dostęp do służby zdrowia po stronie niekontrolowanej przez Ukrainę jest bardzo ograniczony. Żeby nie powiedzieć żaden.
Jak długo twoim zdaniem będzie trwał powrót do normalności?
Życzymy ludziom mieszkającym na wschodzie Ukrainy, aby koszmar wojny się skończył się jak najszybciej. W Doniecku i Ługańsku mówimy o potrzebie odbudowy całych struktur, tak jak Polska musiała odbudowywać się po II wojnie światowej. Ponadto odbudować należałoby nie tylko struktury fizyczne, ale również sam system, który przez lata był niszczony i niedofinansowany. Dużą rolę pełniliby tutaj mieszkańcy i samorządy. W przypadku zakończenia wojny zniknąłby problem strachu o swoje zdrowie i życie, a to byłoby już ogromnym sukcesem. Odbudowa ekonomiczna musiałaby w mojej ocenie potrwać kilka lat.
Jeżeli chodzi o stan psychiczny tutejszej ludności, to z najnowszych badań wynika, że 40% osób zamieszkałych przy linii frontu może cierpieć na traumę czy zespół stresu pourazowego lub depresję. To również nie są schorzenia, które można wyleczyć w jeden dzień.
Wierzę natomiast, że jak najbardziej możliwe jest budowanie normalności, nawet w cieniu wojny i jest to dokładnie to, co mieszkające tam osoby starają się robić! Starają się żyć normalnie, rozwijać i zmieniać rzeczywistość wokół siebie. Musimy jednak pamiętać, że nie jest to taka rzeczywistość, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Mieszkańcy terenów przyfrontowych w każdej chwili mogą być zmuszeni do ucieczki do schronów, narażeni na ostrzały, czy chociażby stracić dostęp do prądu. W takich warunkach odbudowa i powrót do normalności jest dużym wyzwaniem.
Nadzieja na lepsze jutro nie zgasła na wschodzie Ukrainy?
Najlepiej byłoby, aby na to pytanie mogły odpowiedzieć sami zainteresowani. Tak jak już wspomniałam, wiele osób mieszkających na wschodzie Ukrainy żyje dniem dzisiejszym, ponieważ to jest i tak maksimum tego, czym mogą się martwić. Starają się, biorą udział w naszych projektach, ale wielu z nich odczuwa żal. Szczególnie osoby starsze, które mają poczucie, że całe życie pracowały na to, żeby mieć spokojną emeryturę, a teraz ich emerytura przebiega w cieniu wojny i ubóstwa. Nadzieja umiera ostatnia, ale w ludziach jest dużo żalu i strachu.
Jeżeli chcecie wesprzeć działania PAH na wschodzie Ukrainy, to możecie to zrobić klikając ten link: PAH.org.pl/Ukraina
Fot. Karol Grygoruk / RATS / PAH
Zdjęcie główne: PAH
1 comment