Imperatyw większości Polaków nakazuje im szukać wiecznego wroga, którego znajdują najczęściej w postaci Rosji. Sympatia wielu Polaków do Ukrainy jest niestety funkcją naszej niechęci do jej wschodniego sąsiada. Ukrainę kochamy tak, jak kiedyś kochaliśmy Gruzję i może ją czekać w przyszłości podobny los.
Rok 2016 jest rokiem wyjątkowym, ponieważ od 25 lat nie ma już z nami Związku Radzieckiego. Niezależnie od tego, co właściwie spowodowało jego upadek, jestem szalenie wdzięczny Bogu i losowi, że ZSRR już wśród nas nie ma, a komuniści nawet w Rosji czy na Białorusi uzyskują śmiesznie małe poparcie. ZSRR się skończył i co ciekawe nawet Władimir Putin stwierdził, że ten, kto chciałby jego powrotu, nie ma mózgu. Upadek ZSRR oznacza jednak nie tylko “zmniejszenie się” Rosji, jak pewnie wiele osób na wschód od Warszawy może uważać, ale również niepodległość i suwerenność dla wielu krajów. Powstały kraje takie jak Białoruś, Litwa i Ukraina, z którymi usiłujemy budować relacje na specjalnych zasadach. Ta ostatnia wzbudza u Polaków od ponad dwóch lat bardzo silne uczucia.
Miłość od pierwszego wejrzenia
Ukraina świętowała niedawno, tj. 24.08. swój Dzień Niezależności a z Polski posypały się życzenia dla Ukraińców. Nasze media omawiały 25 lat ukraińskiej niezależności zaangażowaniem, dorównując swoim kolegom zza linii Curzona. Rzecz w tym, że sympatia do Ukrainy rozgorzała w takim stopniu od 2013 roku, kiedy w wystąpieniu Ukraińców podczas Rewolucji Godności zobaczyliśmy naszą własną historię i co jeszcze ważniejsze, zobaczyliśmy wystąpienie Ukrainy z obozu “państw sprzyjających Rosji” i naturalnie powitaliśmy ją chlebem i solą w “naszym obozie”. Nawet jeżeli wielu naszych kolegów z Unii Europejskiej nie patrzyło na Ukrainę z równym naszemu zachwytem.
Stojąc na Majdanie w grudniu 2013 i patrząc na Ukraińców widziałem przede wszystkim ludzi chętnych do zmiany swojego życia. Mających dość nieudolnej władzy i wierzących, że jeśli będą tego bardzo chcieli, to dane będzie im pójść do Unii Europejskiej. Uwierzyłem w romantyczne marzenie ale można powiedzieć, że “znałem już tę dziewczynę”. Napatrzyłem się w jej piękne oczy, poznałem trochę jej wad i ogromną liczbę zalet. Pokochałem ją wcześniej dlatego na Majdanie zobaczyłem Ukrainę “w trudnych chwilach” ale nie zobaczyłem jej wtedy, jak chyba wielu Polaków, po raz pierwszy. Tymczasem moi Rodacy zachwycili się Majdanem i do dzisiaj w tym zachwycie trwają. Ten zachwyt nad Dnieprem zdaje się przemijać szybciej niż nad Wisłą.
Cień dawnej miłości
Miło jest zobaczyć polskich żołnierzy maszerujących po kijowskim Majdanie, jednak jestem w stanie zrozumieć oburzenie Rosjan, gdy na to patrzą. Polacy cieszą się faktem, że “wygraliśmy” na Ukrainie i pokazaliśmy to naszemu największemu wrogowi. I zgadzam się, że Rosja chyba nigdy jeszcze nie miała tak niskich notowań wśród Ukraińców. Oś niechęci przesuwa się ze Lwowa dalej na wschód, a Rosjanie chyba naprawdę nie wiedzą, co mają z tym zrobić. Niemniej jednak Ukraina okupuje swój odwrót wielkimi stratami, sama zadając straty ludziom z Donbasu. Wojna może się zaostrzać dalej, a Polska stoi i chyba straciła pomysły na to, co może dalej zrobić. Dlatego po polsku romantycznie kocha i płacze nad bólem ukraińskim złorzecząc przy tym Rosjanom i “terrorystom” z Doniecka.
Niektórzy mogą być za młodzi, aby to pamiętać, ale w 2008 roku też współczuliśmy i też złorzeczyliśmy. Tylko że tym razem współczucia szły w stronę Gruzji i Tbilisi, złorzeczenie tradycyjnie w tę samą stronę. To Gruzja stała się naszym ulubionym kolegą, który właśnie przelał krew w walce z Rosją, przed czym my, Polacy, nieustannie ostrzegamy. To jednak było dawno, Gruzja musiała się nauczyć, że Unia Europejska nie przyjmuje do siebie każdego, podobnie jak NATO. Zostawiona sama sobie nauczyła się funkcjonować bez utraconych prowincji i co ciekawe zwróciła się w kierunku Rosji. Obecnie Gruzja nie jest już chyba polskim przyjacielem, bo o jej Dniu Niepodległości w maju nikt nie pamiętał o tym, że wcześniej niż Ukraińska SRR ogłosiła niezależność od Związku Radzieckiego również. I to mimo faktu, że kiedyś nawet Prezydent RP był w stanie do tej Gruzji się wybrać w tym wyjątkowym dniu.
Przede wszystkim Rosja
Polski zachwyt nad ukraińską rewolucją jest związany przede wszystkim z jej antywschodnim nastawieniem. Od początku wiedzieliśmy, że jest to “Euromajdan”, czyli że Ukraińcy idą do nas, do Europy i do normalności. Wszystkie te trzy słowa bardzo ładnie nam się zgrywały i na tym polu budujemy poparcie wobec Ukrainy do dzisiaj. Nas, jako polskie społeczeństwo czy może szumnie polską rację stanu interesuje, aby Ukraina stała się wreszcie tym przedmurzem Polski. Widzimy ją w naszym sojuszu, docelowo w UE i NATO, abyśmy wreszcie przestali być państwem frontowym. Przynajmniej na tym odcinku “frontu”.
Rozmawiając o tym z Polakami i Ukraińcami, mam nieodparte wrażenie, że Ukraińcy rozumieją nasz związek znacznie lepiej niż my sami. Polacy są zakochani – Ukraina staje się tą mistyczną krainą, w której zawsze dobrze się nam żyło i gdzie zagrażał nam straszny Moskal. Tymczasem Ukraina sama doskonale rozumie, że w Polsce ma sojusznika i chociaż niewiele może od niego uzyskać, to ten przerażony perspektywą jej zbliżenia z Rosją w myśl zasady “Kto przeciw Ukrainie ten z Putinem” nie będzie się za bardzo stawiał.
Ukraina ma walczyć z Rosją, bo dzięki jej straszliwej ofierze możemy wspólnie pokazywać światu, że Kreml jest straszny. Jeśli natomiast za lat 5 na Ukrainie zmieni się władza, pojawi się charyzmatyczny zwolennik współpracy ze wszystkimi lub tylko z Rosją, to o Kijowie zapomnimy. Poszukamy sobie nowej miłości, na którą zapewne wyrośnie Bogu ducha winna Białoruś.