Sytuacja na arenie międzynarodowej wokół Polski wydaje się być tragiczna. Grupa Wyszehradzka właściwie została rozbita, Trójkąt Weimarski, Trójkąt Kaliningradzki wszystko traci swoją funkcjonalność, a ostatecznie negocjacje z Rosją na temat Ukrainy i tak prowadzą Niemcy. Unia rozważa zawieszenie sankcji w związku z wprowadzonym zawieszeniem broni ustalonym w Mińsku. Na chwilę obecną wydaje się, że nasza polityka zagraniczna doprowadziła nas na koniec ślepego zaułka.
Sytuacji bynajmniej nie ratuje ostatni awans naszego premiera, który został “Prezydentem UE”. O tym jak bardzo cenna jest to funkcja świadczy fakt, że poprzednikiem Donalda Tuska był Belg, którego ojczyzna na mapie świata stanowi właściwie tylko odnośnik do Unii Europejskiej “UE patrz. Bruksela patrz. Belgia”. Warto docenić prestiż tej funkcji i fakt, że to jednak Polak został nominowany ale mimo wszystko świadczy to bardziej o sile Niemiec w UE i naszej umiejętności nieantagonizowania się z nimi, którą zarówno Donald Tusk jak i Radosław Sikorski opanowali w stopniu godnym pozazdroszczenia.
Bezsilność i osamotnienie
Analiza obecnej sytuacji międzynarodowej pokazuje kilka istotnych faktów związanych z państwem polskim. Wciąż nie posiadamy narzędzi do działania na arenie międzynarodowej. Przykro to mówić, ale nasza szlachetna krucjata ukierunkowana na ratowanie Ukrainy nie przyniosła szczególnych korzyści, ani nam, ani samej Ukrainie. Aby móc równoważyć zagrożenie rosyjskie, Kijów i tak musiał prosić o pomoc Niemcy, które są gotowe przehandlować ukraińskie aspiracje unijne za święty spokój w kontaktach z Rosją. Żeby nie było wątpliwości, to że nie potrafiliśmy Ukrainie pomóc wynika nie ze złośliwości świata, a z naszych własnych zaniedbań i błędów. Jesteśmy krajem średniej wielkości. Możemy robić wrażenie na sąsiadach wielkością naszej gospodarki, możemy ich nawet straszyć, jednak nie jesteśmy w stanie konkurować z Niemcami czy Francją. Przynajmniej nie sami.
Tymczasem nasze stosunki z sąsiadami wyglądają źle. Niemcy fakt, doceniają to, że robimy za Żyrinowskiego Unii Europejskiej, jednak inne państwa Europy Środkowo-Wschodniej nie wydają się nami zachwycone. Węgry w kontekście Ukrainy zagrały zupełnie inaczej niż my, Czechy oficjalnie również dystansują się od dalszych sankcji wobec Rosji, Słowacja również. Zresztą z tymi pierwszymi toczymy regularnie wojny handlowe. Grupa Wyszehradzka traci swoją funkcjonalność. W świetle ostatnich wydarzeń szansa na to, że wrócimy do konstruktywnych dyskusji na forum tzw. Trójkąta Kaliningradzkiego też maleje, gdyż Polska nie stanowi równorzędnego partnera do dyskusji dla Niemiec i Rosji. Podobnie ma się sytuacja z Trójkątem Weimarskim.
Niezwykle przykre jest również to, że nawet z Litwą, z którą połączyła nas chęć pomocy Ukrainie, nie byliśmy w stanie unormować stosunków. Sformowanie polsko-litewskiej grupy ds. rozwiązania konfliktu ukraińskiego pozwoliłoby skoordynować działania i zjednoczyć dwa kraje pod sztandarem wspólnego celu. Powiem więcej. Białoruś również mogłaby się przyłączyć! Kto inny bowiem, jeśli nie Łukaszenka zapowiadał, że nie pośle na Ukrainę żadnych wojsk i nie będzie działał przeciwko swojemu sąsiadowi? Sojusz wydawać by się mogło egzotyczny ale w sumie czemu nie spróbować? W Mińsku odbywają się obecnie rozmowy nad zakończeniem konfliktu, a Warszawa przygląda im się przez pryzmat medialnych doniesień.
Który szereg?
Ostatni szczyt w Walii przyniósł nam pozytywne informacje w kontekście naszego bezpieczeństwa. Fakt, że w Polsce znajdować się będzie sztab operacyjny NATOwskiej “szpicy” jest godny uznania, jednak to nie będą wojska pod polskim dowództwem. Nie my zadecydujemy o ich wykorzystaniu, zatem będziemy przez nie co najwyżej bronieni. My nie będziemy bronić. Pokazuje to wyraźnie, w którym szeregu na arenie międzynarodowej mamy się szukać. Nie dla nas miejsce wśród największych, nie my mamy podejmować decyzje, my mamy być pierwszym spośród najmniejszych. Czy nie z tego przypadkiem kiedyś nabijała się Platforma Obywatelska stwierdzając, że polityka zagraniczna Lecha Kaczyńskiego prowadzi do bycia właśnie pierwszym pośród najsłabszych, a nie ostatnim pośród najsilniejszych? Tymczasem Ci najsłabsi przestali traktować nas jak partnera, najsilniejsi natomiast, gdy przychodzi co do czego nie zamierzają się na nas nawet oglądać. Uświadomiła to sobie Ukraina, która w chwili potrzeby skierowała się do Berlina. Nie jest to może szczególnie mądre z jej strony ale cóż Ukraińcom pozostało?
My natomiast powinniśmy zastanowić się nad tym dokąd ma zmierzać nasza polityka zagraniczna i co ma budować. Egzamin ukraiński pokazał, że nie jesteśmy w stanie wesprzeć samodzielnie innego państwa w znaczącym stopniu, że nie potrafimy prowadzić całkowicie samodzielnej i efektywnej polityki zagranicznej. Jeśli nie potrafimy sami, to znaczy że trzeba zacząć kolektywnie. A to oznacza, że w MSZ powinni zacząć czarterować samoloty do Pragi, Budapesztu, Bratysławy i Wilna.