Tydzień po rozpoczęciu przez Rosję inwazji na Ukrainę pada coraz więcej pytań pod adresem Naddniestrza. Czy Putin użyje stacjonujących tam sił?
Dzielna armia Ukrainy od tygodnia broni się przed rosyjskim najeźdźcą. Wojska Władimira Putina atakują od północy na Kijów, od wschodu na Charków oraz od południa w kierunku Zaporoża i Odessy.
Ukraina cały czas trzyma odwody blisko granicy z Mołdawią. Dlaczego? Ponieważ od lat 90. XX wieku formalnie na terytorium Mołdawii egzystuje samozwańcza republika Naddniestrzańska, której egzystencję potwierdziły jedynie marionetkowe republiki Rosji – Osetia i Abchazja.
Ważny jest też fakt, że stacjonują tam cały czas siły Rosji. Składa się ona z trzech komponentów. Jak przeczytać można w opracowaniu Instytut Środkowej Europy, pierwszym są tzw. siły pokojowe Rosji, które liczą około 750 żołnierzy. Drugim – są oddziały Operacyjnej Grupy Rosyjskich Wojsk, które stanowią pozostałość po 14 Armii rosyjskiej w liczbie około 750 żołnierzy. Ich formalnym zdaniem jest ochrona poradzieckiego arsenału we wsi Kołbasna.
Trzecim z kolei są tzw. Siły Zbrojne Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej w liczbie około 1,5-2 tys. żołnierzy.
Ale rosyjskie siły nie do końca są rosyjskie. Obecnie według szacunków specjalistów około 70 do 80 proc. szeregów rosyjskiego kontyngentu stanowią lokalni mieszkańcy Naddniestrza. Warto także zaznaczyć, że siły te nie posiadają lotnictwa.
Zdaniem ekspertów małoprawdopodobne jest, żeby Putin sięgnął po tak dalekie odwody, ale nic nie jest przesądzone. W końcu gros specjalistów zarzekało się, że wojny z Ukrainą nie będzie.
Zdjęcie: Wikimedia.coomons.org / Julian Nyczań / CC-BY-SA-4.0