20 czerwca br. w Armenii odbyły się przedterminowe wybory parlamentarne, będące efektem przedłużającego się wewnętrznego kryzysu politycznego wywołanego klęską w wojnie z Azerbejdżanem o Górski Karabach jesienią 2020 r.
Wybory wygrała, przy stosunkowo niskiej frekwencji (49,4%), partia dotychczasowego Premiera Nikola Paszynjana „Umowa Społeczna”, uzyskując 53,82% głosów (687.251 głosy). W roku 2018 rok, ruch, na którego czele stał Nikol Paszynjan – koalicja „Mój Krok”, w składzie której przeważała wymieniona partia Premiera, przy frekwencji 48,63%, uzyskała 70,43% poparcia (884.456 głosy). To oznacza realny spadek poparcia dla Premiera i jego formacji politycznej o 16,47% (ok. 197 tys. głosów).
Jeśli prawdą jest, co twierdzi cześć ekspertów, iż sporą część wyborców Paszynjana w ostatnich wyborach stanowił elektorat negatywny wobec Roberta Koczarjana i Serża Sarkisjana, to na miejscu Premiera Paszynjana głęboko bym się zastanowił nad faktycznym stanem poparcia dla jego partii. Faktem jest, że w mediach nieprzychylnych rządowi już nad ranem po wyborach pisano, że nie Armenia go wybrała, a 26,66% („zdrajców”, „Turków” – to najlżejsze „epitety”). I nie zależnie, że taka jest po prostu demokracja (jak mawiał klasyk „kto nie głosuje, ten nie ma prawa żądać”), będzie to zapewne jeden z elementów narracji wykorzystywanej przez opozycję.
“Armenia” główną siłą opozycyjną w Armenii
Barierę wyborczą (5% dla partii, 7% dla koalicji) przekroczyła wyłącznie koalicja „Armenia”, osiągając 21,04% głosów (268.165 głosów). W jej skład wchodzą zwolennicy byłego Prezydenta Armenii Roberta Koczarjana, partia Ormiańska Federacja Rewolucyjna („Dasznacy”, najstarsza partia ormiańska sięgająca historią do roku 1890 r.) oraz osoby niezrzeszone, politolodzy, dziennikarze, ale również na przykład „uchodźcy” z paszynjanowskiej koalicji „Mój Krok”. „Armenia” stała się główną siłą opozycyjną w Armenii.
W zasadzie, obserwując kampanię wyborczą, dla obserwatorów stawało się coraz bardziej oczywistym, że tak będzie – w mediach ormiańskich w dużej mierze przedstawiano te wybory jako właśnie wybór pomiędzy Paszynjanem a Koczarjanem. Nawet w tak technicznej sprawie jak wyszukiwanie w przeglądarce informacji o wyborach w Armenii powodowało wyświetlenie na pierwszych pozycjach grafik w dużej mierze właśnie z tylko tymi dwoma kandydatami. Dla obu z nich było to zresztą bardzo wygodne. Dla Paszynjana – gdyż mógł głosić, że do władzy może dojść najbardziej znienawidzony w Armenii polityk, Koczarjan. A Koczarjan? On musiał zbudować od zera nowy ruch polityczny oparty na jego wizerunku i z jego nazwiskiem. Na „Dzasznaków”, partię z tradycjami, ale osiągającą w sondażach wynik w granicach 1-2% liczyć elektoralnie nie mógł. Z tym że „Dasznacy” mieli struktury partyjne, lokale, logistykę w całej Armenii. Koczrjan musiał na czymś się oprzeć. Oparł się na polaryzacji.
Osobliwości ormiańskiej konstytucji
„Dasznacy”, warto zauważyć, to wieloletni koalicjant rządowy Republikańskiej Partii Armenii byłego Prezydenta Serża Sarkisjana. Tym razem „Dasznacy” wybrali pewniejszego lidera, nie przeszkodziło to jednak koalicji „Mam Honor”, w skład której weszła właśnie RPA i partia „Ojczyzna” Artura Wanecjana wejść do Zgromadzenia Narodowego. Należy przy tym zauważyć, że to wejście nie było efektem poparcia ze strony wyborców (zdobyli łącznie 66.633 głosów, czyli 5,23%), a Konstytucji. Otóż zgodnie z wymogami prawa, w ormiańskim parlamencie muszą być 3 podmioty (partie lub koalicje). Niezależnie od tego, że tylko 2 ugrupowania przekroczyły barierę wyborczą („Umowa Społeczna” i „Armenia”), koalicja „Mam Honor” również weszła do parlamentu, jako trzecie z ugrupowań biorących udział w wyborach, które uzyskało najwięcej głosów. Pomimo, że nie przekroczyła bariery 7% wymaganej dla koalicji.
Po wyborach będzie w Zgromadzeniu Narodowym Armenii następujący rozkład mandatów: „Układ Sił” – 71 deputowanych, „Armenia” – 29, „Mam Honor” – 7. I tu znowu dwie osobliwości armeńskiego systemu wyborczego i konstytucyjnego.
Otóż, z wyliczeń proporcjonalnych „Umowa społeczna” powinna teoretycznie mieć 68 deputowanych, a „Armenia” – 28. Skąd więc ta różnica? Wg prawa, do Parlamentu wchodzi obowiązkowo 4-ech przedstawicieli największych mniejszości narodowych (rosyjska, kurdska, jezydzka, asyryjska). Wchodzą z list partyjnych, a to z jakiego ugrupowania wejdą i ilu, uzależnione jest od wysokości wygranej. W tym wypadku 3-ech wejdzie z listy „Umowy Społecznej”, 1 z „Armenii”. Proszę przyznać, że jest to ciekawe rozwiązanie na aktywizację i docenienie roli mniejszości w państwie – w tych wyborach na listach wyborczych, a tych list było 26, zaangażować należało co najmniej 26 przedstawicieli z każdej z 4-ech mniejszości.
Jest większość czy jej nie ma?
Kolejna sprawa, która ciekawa jest z punktu widzenia konstytucjonalistów. Otóż aktualnie partia „Umowa Społeczna”, mając 71 deputowanych (przy poparciu 53,82%), ma teoretycznie (zaraz wyjaśnię dlaczego teoretycznie) większość konstytucyjną. W poprzednich wyborach koalicja z Nikolejm Paszynjenem, uzyskując poparcie 70,43% takiej większości… nie miała! Dlaczego? Z powodu przepisów Kodeksu Wyborczego, które stanowią, że jeśli jakieś ugrupowanie w wyborach parlamentarnych uzyska 2/3 głosów, to należy pozostałym partiom zasiadającym w Parlamencie dodać tylu deputowanych, aby największy nie miał większości konstytucyjnej, a jeden klub parlamentarny sam nie miał możliwości dokonać zmian Konstytucji i ustaw konstytucyjnych (np. Kodeks Wyborczy – ten w Armenii ma rangę „ustawy konstytucyjnej” i nie można go zmienić inaczej niż w trybie konstytucyjnym). Stąd w poprzednim parlamencie było aż 132 deputowanych w Zgromadzeniu Narodowym – należało partiom „Jasna Armenia” i „Dostatnia Armenia”, które weszły do ZG, dołożyć głosów.
Dlaczego więc teraz „US” ma większość, zdobywając tylko 53,82% głosów poparcia? No właśnie dlatego, że to zwykła większość, a nie ustalona dosłownie „ponad dwie trzecie” w Kodeksie Wyborczym. Liczba mandatów „większości konstytucyjnej” wynika obecnie z wyliczeń określonych Kodeksem na zasadzie proporcjonalności.
Napisałem powyżej, że ta większość konstytucyjna jest „teoretyczna”. Otóż pojawiają się już na opozycji głosy, co zapewne trafi oficjalnie do rozstrzygnięcia przez Sąd Konstytucyjny, że Paszynjan takiej większości nie ma. Otóż w ustawach konstytucyjnych wszędzie używane jest sformułowanie „dwie trzecie”. Oponenci podnoszą, że 2/3 ze 107 to 71,333(3). Tak więc, twierdzą eksperci opozycji, większość konstytucyjna w obecnym parlamencie to co najmniej 72 deputowanych, gdyż 71 to nie jest pełne „dwie trzecie”. Walka powyborcza trwa. O tym jakie są konsekwencje wyborów i jakie mogą być dalsze scenariusze rozwoju sytuacji politycznej w Armenii – w kolejnych odcinkach.
Zapraszam
Marek Reszuta
B. dyplomata w Armenii (oraz Tbilisi, Sankt Petersburgu i Moskwie), ekspert „Układu Sił”, ekspert Fundacji Instytut Prawa Wschodniego im. G. Szerszeniewicza
Fot. Yerevantsi, CC BY-SA 4.0 https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0, via Wikimedia Commons