“Pełzający” konflikt rosyjsko-ukraiński i żywe nim zainteresowanie całego świata stanowi poważny problem z punktu widzenia kogoś kto “po prostu lubi wschód” lub w tamtym regionie się wychował. O ile nie zamierzam analizować psychiki Ukraińców, widzę jakie nastroje mogą narastać wśród Polaków, którzy mają problem z sympatią do Rosjan. Delikatnie mówiąc.
Kryzys na Ukrainie od samego początku jest dla mnie przykładem pięknej “przyjaźni ponad podziałami” między Polską i Ukrainą. Zarówno my jak i Litwini zareagowaliśmy żywiołowo, w dużym stopniu dlatego, że zmagaliśmy się kiedyś z podobnymi sytuacjami. Naturalnie Prawy Sektor wzbudza w nas strach, a czerwono-czarne flagi UPA budzą sprzeciw, jednak przekaz “mainstreamowy” jest taki, że Polska podała rękę Ukrainie jak śpiewa Taraka. Serce mi rośnie gdy na to patrzę i dlatego starałem się dla mojej ukochanej zielonej Ukrainy zrobić cokolwiek, aby Majdan wesprzeć. Powodowany nie tyle racjonalną kalkulacją, co głęboką sympatią.Siłą rzeczy w konflikcie pojawiają się co najmniej dwie strony i w tym momencie Polacy utwierdzają się w przekonaniu, że Rosja stanowi dla nas zagrożenie. Coraz bardziej wątpimy w tezę, że wojny w Europie już nigdy nie będzie, a na Rosję spoglądamy z niepewnością, strachem i narastającą niechęcią. Przestrzegam przed tym, bo niechęć do Rosjan po prostu nam szkodzi.
Putin to nie Rosja?
Jako że uprzedzenia do narodów nie są dobrze widziane, bardzo wielu komentatorów zwraca uwagę na odrębność Kremla od przeciętnych Rosjan. Wyraża się to w przekonaniu, że polityka Rosji jest kreowana przez wąską grupę ludzi u władzy, skorumpowanych i realizujących własne interesy. Mentalnie funkcjonują jeszcze w okresie zimnej wojny i nie zrozumieli, że w dzisiejszych czasach już się ze sobą nie kłócimy, nie napadamy na siebie, a geopolityka to taka nauka związana z Hitlerem. To rozdzielenie przybiera różne formy, od sympatii i gardłowania “za wolność Waszą i naszą”, przez pobłażliwość aż po pogardę i wrogość. Wszystkie te trzy postawy niosą ze sobą zagrożenia i w przypadku Rosjan, według moich doświadczeń, wcale nie pogarda musi być najgroźniejsza.
Na początek, podchwycone obecnie Ukrainę, hasło “Za wolność Waszą i naszą”. Uznając Rosjan za naród uciemiężony i zniewolony, naturalnym odruchem polskim jest wsparcie ich w walce o wolność. Niezależnie od tego czy tę walkę prowadzą, czy też nie. Gest niewątpliwie piękny i prawdopodobnym jest również, że w pełni “wolna”, a właściwie demokratyczna Rosja byłaby partnerem bardziej przewidywalnym. Zresztą poparcie dla samego Władmiria Władimirowicza faktycznie jest dość duże. Prezydent w walce z własnym narodem musi przegrać, więc Putin znalazł sposoby na to, aby Rosjanie byli zadowoleni bądź obojętni na jego politykę. Wrogów naturalnie również posiada i to sporo, jednak stawianie granicy między władzą i ludem w Rosji jest bez sensu. Więc demokratyczna Rosja również mogłaby być Rosją putinowską chociaż niewątpliwie “łagodniejszą” gdyż musiałaby godzić więcej interesów niż obecnie.
To podejście jest o tyle niegroźne, że już niemal wszyscy politycy nauczyli się aby tych haseł nie podchwytywać czym nie zadrażniają Rosji i samych Rosjan. O ile bowiem wśród Rosjan, narodu ogromnego, można znaleźć zwolenników bardzo wielu opcji politycznych, to jednak masowej walki o demokrację tam nie ma. Wynika to z bardzo wielu czynników, czemu należałoby poświęcić oddzielny wpis, ale warto ten fakt zrozumieć i co ważniejsze, uszanować.
Nie współczuj, nie czuj się lepszy
Z tym szacunkiem jest niestety gorzej. Logika w tym wypadku jest taka, że jeżeli ktoś nie żyje w państwie demokratycznym i tej demokracji nie pragnie, to znaczy że jest ciemny, głupkowaty i ogólnie coś z nim musi być nie w porządku. Pobłażliwie spoglądamy zatem na Rosjan, nabijając się z nich i puszymy się, że u nas takich absurdów nie ma. Ofensywa zdjęć z Soczi, w dużym stopniu fałszywych, była doskonałym dowodem na to, że w Rosji, kraju absurdu, uwierzymy we wszystko.
Tymczasem Rosjanie są narodem dumnym. Ta duma wypływa z długiej historii budowania własnej potęgi i zrzucania jarzma pod którym się znajdowali. Niewola tatarsko-mongolska była straszna i naprawdę zapadła w pamięć narodową wśród naszych wschodnich sąsiadów. Po pokonaniu Tatarów przyszedł czas na długotrwałą budowę rosyjskiej potęgi. Jej kulminacją było Cesarstwo Rosyjskie i późniejszy jego spadkobierca geopolityczny, Związek Sowiecki.
Dlatego upadek ZSRS był traumą na wschodzie, ponieważ Rosjanie “stracili” obszary, które od niepamiętnych czasów uznawali za część swojego państwa. Wtedy też przyszedł Borys Jelcyn, wzięty alkoholik i zwolennik dość miękkiej polityki wobec Zachodu. Dlatego Władimira Putina i jego politykę bardzo wielu obywateli przyjęło jako powrót do “starych dobrych” czasów, których logikę w jakimś stopniu rozumieją i co ważne, akceptują. Nie oznacza to, że Rosjanie są krwiożerczymi imperialistami. Wielu z nich naprawdę chce chronić Ukraińców przed niekonstytucyjnym, faszystowskim przewrotem. Bo faszyzmu cały czas się boją, tym którzy w to nie wierzą polecam Metro 2033 Dmitryja Glukhovskiego. A to, że wierzą również w polsko-litewskie obozy szkoleniowe dla faszystowskich bojówek Majdanu, to cóż. Nie wszyscy, ale część na pewno. My natomiast wierzymy, że na Białorusi ludzie jedzą korę z drzew, a w wolnych chwilach walczą z Łukaszenką.
Od pobłażania do pogardy jest już tylko krok, jednak wydaje mi się, że pogarda jest paradoksalnie bezpieczniejsza i odbierana przez Rosjan mniej negatywnie. Dlaczego? Bo pogarda nacechowana jest wrogością, a z wrogiem łatwiej się postępuje. Rosjanie mogą nas zantagonizować i na tym budować kontakty z Polską. Z perspektywy polskiej wyrażanie pogardy wobec “ruskich” czy “kacapów” nieustannie kojarzy mi się z głębokim niedoinformowaniem, jednak krucjaty w tej materii już dawno przestałem prowadzić. Wrogość w stosunku do Rosjan jest o tyle szkodliwa, że prowadzi do autentycznej niechęci Rosjan do odwiedzania Polski. A zatem zostawiania tutaj pieniędzy, poznawania naszej kultury czy nas samych. Zresztą udowodnione jest (naukowo), że Polacy i Rosjanie dogadują się doskonale, nawet jeśli nie do końca się rozumieją.
Motywacją do napisania tego wpisu, oprócz wyrażanej stale niechęci do mojej rosyjskiej czapki, jest stała i pogłębiająca się niechęć Polaków do Rosjan. Co ciekawe, nie spotkałem się z jej odpowiednikiem po drugiej stronie, chociaż obecnie gdy Polacy oskarżeni zostali o szkolenie faszystowskich bojowników Majdanu wszystko jest możliwie. Faktycznie ciężko jest się odnieść pozytywnie do działań rosyjskich i nie zachęcam do tego. Jednak Rosjanie na pogardę, nienawiść nie zasługują, a pobłażania im jacy to są zacofani nie zapomną. Spójrzmy na to jak mądrzy, dalekowzroczni ludzie. Wszak nie mamy wiecznych wrogów, a jedynie wieczne interesy.
P.S. jako przykład postawy, z którą nie zgadzam się zupełnie i która zapaliła mnie do szybszego napisania powyższych słów polecam ten artykuł. Wierzę, że autor pisał go w gorączce spowodowanej szaleńczym tempem pracy Newsweekowego newsroomu i stąd mało rozsądne tezy.
Fot. Kancelaria Premiera RP/ CC 2.0.