W drugiej połowie czerwca 2020 roku zbankrutowała niemiecka spółka Wirecard, po tym, jak stwierdzono, że na kontach firmy brakuje 1,9 miliardów euro. Główny podejrzany w sprawie najprawdopodobniej zbiegł do Rosji.
Wirecard zajmowała się realizacją i organizacją transakcji finansowych w internecie i była jedną z trzydziestu największych spółek akcyjnych notowanych na niemieckiej giełdzie papierów wartościowych DAX
Niemieckie organy śledcze koncentrują uwagę na prezesie firmy Markusie Braunie, szefie księgowości w zarządzie firmy, Burkhardzie Leyu, oraz na znanym z eskapad i kontaktów ze wschodnimi służbami Janie Marsaleku. Ojciec urodzonego w Wiedniu Austriaka Marsaleka jest z pochodzenia Czechem z racji czego nazwisko występuje także w pisowni Maršálek.
Cudowne dziecko branży
Urodzony w 1980 roku Jan Marsalek był kimś w rodzaju cudownego dziecka wczesnej branży fintech. Co do jego wykształcenia wiadomo tylko, że w Wiedniu uczęszczał do francuskiego liceum. Jednak brakuje informacji o tym, czy zakończył szkołę maturą. W wieku 19 lat założył swoją pierwszą firmę internetową, a już w 2000 roku zaczął karierę w niemieckiej firmie Wirecard. Dekadę później Marsalek należał już do zarządu firmy i zarabiał 2,7 milionów euro rocznie.
Jego stałym miejscem zamieszkania było Monachium, w którego pobliżu znajdowała się siedziba firmy Wirecard. Marsalek utrzymywał jednak nadal kontakty z Austrią. Jego nazwisko pojawiło się w trakcie dochodzenia przy okazji skandalu na wyspie Ibiza w 2019 roku, który doprowadził do rozbicia koalicji rządowej w Austrii. W nagraniu, w którym szef partii koalicyjnej (FPÖ) Hans-Christian Strache rozmawia pijany z młodą Rosjanką na temat możliwości korupcji i wpłynięcia na austriackie media w interesie Rosjan, padło nazwisko właśnie Marsaleka. Jest podejrzewany o przekazanie ściśle tajnych dokumentów austriackiego Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji (BVT) w ręce FPÖ. Z dochodzenia wynika także, że miał on kontakt telefoniczny z Johannem Gudenusem, który był odpowiedzialny za kontakty z Rosjanami w FPÖ.
Przyjaciel rosyjskich służb
Jak donosi Bellingcat, Marsalek szukał kontaktów z Rosjanami już w 2015 roku w Libii. To właśnie wtedy miał zawierać znajomości w kręgu Gudenusa, który jest stałym bywalcem spotkań austriacko-rosyjskich organizowanych przez stowarzyszenie przyjaźni austriacko-rosyjskiej (Österreichisch-Russische Freundschaftsgesellschaft). Celem Marsalaka była wtedy ochrona rosyjskich celów strategicznych w Libii pod przykrywką akcji humanitarnej. Prawdopodobnie chodziło o ściągnięcie do południowej Libii żołnierzy najemników z Rosji.
W gronie znajomych Marsalek miał wielokrotnie opowiadać o swoich bliskich kontaktach z rosyjskimi służbami. Między innymi relacjonował, że był w rosyjskiej bazie z syryjskiej Palmirze w 2018 roku. Czy i kiedy został on zrekrutowany przez Rosjan – nie wiadomo. Bellingcat dotarł jednak do informacji, że rosyjskie służby od 2015 śledziły każdy ruch Marsaleka. W latach 2015–2020 Austriak odwiedził Rosję 60 razy. Czas jego pobytów w tym kraju najczęściej nie przekraczał paru godzin. Nie wyjaśniony do dziś jest epizod z 2017 roku, gdy to Rosjanie przetrzymywali Marsalaka parę godzin na moskiewskim lotnisku. Często nie korzystał ze swojego austriackiego paszportu, tylko z dokumentów innych państw. Z dużym prawdopodobieństwem Marsalek miał więcej niż dwa obywatelstwa.
Marsalek myli tropy
Gdy w czerwcu upadł Wirecard, ślady byłego managera prowadziły do Azji. Szybko się jednak okazało, że sprytnie zmylił trop, żeby zyskać na czasie i zamaskować cel swojej właściwej ucieczki. Niemiecki Der Spiegel podał, że Marsalek najprawdopodobniej poleciał najpierw prywatnym samolotem do Estonii, skąd w nocy z 18 na 19 czerwca pojechał do Mińska. Przy wjeździe miał on legitymować się własnym dokumentem podróży.
Z terenu Białorusi pisał do byłego kolegi z Wirecard, że jest w miejscu, gdzie od 25 lat są ci sami ludzie u władzy. Wiele wskazywałoby więc na Białoruś. Niemiecka gazeta Handelsblatt pisze, że w trakcie ucieczki Marsaleka miały miejsce ogromne transfery Bitcoinów z jego kont do Rosji. Następnie, podaje gazeta, Marsalek widziany był pod Moskwą, gdzie znajduje się pod nadzorem GRU.
Na pytanie dziennikarzy, czy bohater skandalu Wirecard przebywa w Rosji, rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow odpowiedział, że nic o tym nie wie.
Fot. Thomas Springer / CC0
Śródtytuły autorstwa redakcji