Zabrać się do recenzowania książki Jacka Bartosiaka, będąc jednocześnie redaktorem Eastbooka, to zadanie przypominające wtargnięcie na arenę korridy, w całości na czerwono, gdy wokoło hasają poddenerwowane byki. Zwłaszcza że po pierwszym, oszałamiającym sukcesie książki „Pacyfik i Eurazja. O wojnie” oraz licznych wywiadach i publikacjach, autor stał się osobą publiczną. Zdobył też liczne grono czytelników, a zdaniem złośliwych również wyznawców, co oznacza, że w jego obronie stanie legion bardziej bądź mniej zaznajomionych z geopolityką ludzi.
Mając to wszystko w pamięci, należy również spojrzeć na drugą stronę. Autorzy tacy jak Piotr Maciążek, czy Michał Lubina również wytoczyli swoje działa, ostrzeliwując zaciekle geopolityczne szańce swoich przeciwników, a dołączają do nich inni, którym geopolityka czy nauka geostrategii przywodzi na myśl komputerowe gry strategiczne albo postacie oszalałe w swoim determinizmie, przekonujące, że na nic nie mamy tak naprawdę wpływu, gdyż prawa geopolityki są bezwzględne, a przeciwstawianie się nim, to jak próba zawracania kijem rzeki. Stanięcie naprzeciwko nich może się skończyć znalezieniem się w jednym szeregu z brytyjskimi kolonizatorami, rosyjskimi imperialistami, na nazistach kończąc.
Podręcznik, a nie traktat
Przede wszystkim należy rozwiać jedną obawę – książka jest faktycznie podręcznikiem do geopolityki. Nie jest traktatem o budowie imperialnej Polski, czy opowieścią o tym, że układ Wisły i Bugu w połączeniu z Przesmykiem Suwalskim daje grę o sumie zerowej, w której wynikiem jest bycie niemiecką kolonią. Doktor Bartosiak bierze na warsztat dziedzinę, w której się specjalizuje i zaczyna od początku opisywać geopolitykę najpierw Europy, a potem naszego regionu. Geopolitykę, nie geostrategię, bowiem jak sam tłumaczy, geopolityka jest nauką o tym, jak geografia wpływa na politykę państw, geostrategia zaś jest dostosowywaniem się państw do tego, co wymusza geopolityka.
Autor bierze zatem geopolityczny filtr i za jego pomocą objaśnia przebieg historii Europy, następnie bierze „na warsztat” wschód Europy przechodzący gładko w Azję, który można, chociaż wiele osób pewnie nie zechce, nazwać Eurazją. W jej ramach opisuje przede wszystkim Rosję, jednak skupia się również na państwach bałtyckich, Białorusi oraz na szczególnie ważnej Ukrainie. Co również istotne i godne podkreślenia, Bartosiak nie prezentuje Ukrainy instrumentalnie, zwraca uwagę na przykład na koncepcje geopolityczne samych Ukraińców czy ostatnie wydarzenia w tym kraju.
Kolejne rozdziały po długim i naprawdę szczegółowym opisie geopolityki Rosji to w pewnym stopniu wróżenie z fusów (chociaż w przypadku geopolityków raczej z ziemi), a więc próba przewidzenia jak sytuacja może się rozwijać w najbliższym czasie. Ze względów obiektywnych (proszę rozejrzeć się po pokoju i policzyć 10 rzeczy, które nie są Made in China), jak i subiektywnych zapewne autor skupia się przede wszystkim na wzrastającym wpływie Chin. W 4 części autor zaczyna już pokazywać, że widzi dla Polski szczególną rolę związaną z jej geograficznym położeniem, która powinna wymuszać współpracę grupy państw Trójmorza. Część tę poświęca jednak przede wszystkim obecnym wpływom mocarstw światowych, w szczególności Chin i USA i próbie znalezienia odpowiedzi na to, jak będą się one zachowywać i jak wpłynie to na nasz region . Ostatecznie jednak, wbrew głosom krytyków, Bartosiak częściej stawia pytania i otwarte tezy, które będą podlegać dalszej weryfikacji.
Polska w geopolityce
Dopiero piąta część książki jest poświęcona stricte Polsce, i zaczyna się od spojrzenia na Rzeczpospolitą przez geopolityczny pryzmat. Otrzymujemy zatem dość rozbudowaną analizę położenia geograficznego naszego kraju i wynikające z niego wnioski, jednak nie ma tutaj niczego, co determinowałoby naszą przyszłość definitywnie i niezmiennie. Ot stwierdzenia o tym, że Polska od zawsze posiada dwa dobre szlaki transportowe dwiema dużymi rzekami, o tym, że tereny Wielkopolski i Mazowsza były „kratownicą szlaków handlowych” etc. Brakuje tutaj kategorycznych stwierdzeń, które zazwyczaj zarzuca się geopolitykom.
Ciekawym akcentem w tym rozdziale jest krótki hołd złożony koncepcji Centralnego Portu Komunikacyjnego, który z punktu widzenia geopolityki (położenie na pomoście bałtycko-czarnomorskim) może dać Polsce możliwość kontrolowania tej „wielkiej tranzytowej bramy między Europą i Azją”. Naturalnie zakładając, że ignorujące ze swej natury jeziora, rzeki, góry i lasy samoloty (co autor zaznacza na początku książki) nie zdecydują się wylądować w Kijowie, Moskwie, Mińsku lub Berlinie, szczególnie że to ostatnie miasto znajduje się w odległości jedynie 518 kilometrów od Warszawy, co autor również skrupulatnie odnotowuje na jednej z zamieszczonych w książce map. Niestety nie znajdujemy na to pytanie w książce odpowiedzi poza stwierdzeniem, że położenie lotniska w Polsce jest lepsze niż przykładowo we Frankfurcie nad Menem.
Ostatnią częścią książki, która wzbudzi prawdopodobnie największe kontrowersje, jest rozdział „Polski teatr wojny”, zaczynający się cytatami Trockiego i Piłsudskiego. Tutaj autor rozkłada już w pełni szklaną kulę (cytat za George’em Friedmanem) i rysuje scenariusz potencjalnego konfliktu z Rosją, który wybucha w 2027 roku.
Prawdopodobnie w tym miejscu autor mógł sobie pozwolić na ostateczne przelanie doświadczeń z wielokrotnie wspominanych w treści książki symulacji wojennych. Nie będąc ekspertem w obszarze wojskowości, trudno jest się z autorem spierać. Natomiast krótka wzmianka o zamachu stanu na Białorusi w nocy z 4/5 września 2027 roku i powołaniu marionetkowego rządu w Mińsku, licząca w książce dokładnie tyle znaków ile w tej recenzji, jest swoistym policzkiem zarówno dla Aleksandra Łukaszenki, jak i dla osób, które na temat systemu władzy na Białorusi i wzajemnych zależności Moskwa – Mińsk napisały znacznie więcej słów i stron. Nie chcąc pisać spoilerów, należy jedynie zaznaczyć, że rozdział o wojnie kończy się niezwykłym cliffhangerem, a potem czytelnikowi ukazuje się krótki cytat z Szekspira, który zamyka właściwą część książki, pozostawiając bibliografię i indeksy.
Materiał źródłowy
W przedmiocie materiału źródłowego widać wyraźnie, że autor tematykę geopolityki zna i przeczytał na ten temat wiele, co udowadnia obfity podręczny księgozbiór, którym w pierwszych rozdziałach książki z łatwością się posługuje. Jako że książka mówi o geopolityce i strategii, to siłą rzeczy dużo jest w niej odniesień do wojska, blokad i projekcji siły. Widać wyraźnie godziny spędzone na wzmiankowanych (nieco zbyt często) „grach strategicznych z udziałem czołowych dowódców NATO”.
Oprócz rozległej wiedzy o geografii autor potrafi pokazać również wiedzę polityczną, gospodarczą i techniczną, a na pewno dobry materiał źródłowy, chociaż z punktu widzenia badawczego nieco zbyt jednostronny. Wiedza na temat rosyjskich sił zbrojnych, strategii Rosji czy jej możliwości opiera się w znacznej mierze na źródłach amerykańskich, ze szczególnym uwzględnieniem opracowań think-tanku The Center for Strategic and Budgetary Assessments (CSBA) bez jasno określonej przyczyny. Takie zamykanie się na opracowania rosyjskie, w sytuacji, gdy opis Rosji ciągnie się przez dziesiątki stron książki, jest znaczącym zaniedbaniem.
Dominacja materiału amerykańskiego uderza, zwłaszcza jeżeli wierzyć słowom Leszka Sykulskiego, który pisze, że geopolitykę studiować można na Uniwersytecie Karola w Pradze czy na Sorbonie. Źródeł francuskich czy czeskich w bibliografii nie ma, a poza kilkoma pozycjami niemieckimi wśród zagranicznych zdecydowanie dominują amerykańskie, angielskie i chińskie. Jest to argument przeciw książce, który powinni przyjąć nawet najwięksi miłośnicy geopolityki. Analizując tę dziedzinę w oparciu o źródła anglosaskie, a więc myślicieli reprezentujących „Morze”, zamykamy się na jakąś część koncepcji, które być może łatwiej dostrzec z perspektywy „Lądu”.
Być może ze strachu przed wściekłym ogniem krytyki, a być może z faktycznego braku znajomości jego koncepcji , Aleksander Dugin dość głośny i kontrowersyjny rosyjski geopolityk, praktycznie w ogóle się w książce nie pojawia. Opis koncepcji eurazjatyzmu jest bardzo krótki (krótszy niż Centralnego Portu Komunikacyjnego), a w bibliografii brak jakiejkolwiek książki jego autorstwa, podobnie zresztą jak Gumilowa czy Sawickiego. Niektórym może tego brakować, zwłaszcza że sam autor przedstawia Dugina jako osobę z dużymi wpływami wśród rosyjskich elit. Warto byłoby, aby osoba o wiedzy doktora Bartosiaka skonfrontowała chociaż niektóre poglądy autora „Podstaw geopolityki”, ale może takie „starcie tytanów” dopiero nadejdzie.
Odniesienie do krytyków
Znaczenie pracy Jacka Bartosiaka można rozpoznać po tym samym, po czym rozpoznaje się doniosłość i szczególne znaczenie filmów Jacka Smarzowskiego. Wokół książki będącej podręcznikiem do geopolityki i swego rodzaju przewodnikiem po polskiej geostrategii wybuchł wielki spór o geopolitykę jako taką. Walcząc jednak z całą dziedziną książki, pośrednio walczy się z nią samą, dlatego warto tutaj odnotować krytyczny artykuł wspomnianego Michała Lubiny, który do geopolityki ma stosunek jednoznacznie negatywny.
Niedawno na łamach Dziennika Gazety Prawnej ukazał się również krótki komentarz Piotra Maciążka, jednak ze względu zapewne na potrzebę zachowania limitu znaków jest przesadnie krytyczny, będąc równocześnie zbyt mało konkretnym, jak na znaczącą krytykę. Głos w sprawie książki zabrał również jeden z najlepiej znanych polskich geopolityków Leszek Sykulski, który jest również autorem jednej z niewielu recenzji monumentalnego dzieła Bartosiaka.
Spór o geopolitykę jest o tyle problematyczny, że staje się sporem plemiennym i o tyle burzliwy, że większość osób, które go prowadzą, ma na temat tej geopolityki niewielkie pojęcie. Przypomina to znowu kłótnie o Wołyń i stosunki polsko-ukraińskie prowadzony przez osoby, które były raz we Lwowie i zobaczyły w nim czarno-czerwone flagi oraz uśmiechniętych ukraińskich studentów, co wywołuje dysonans poznawczy i uprawnia do snucia rozważań na temat charakteru ponad 25 lat współpracy na linii Kijów – Warszawa.
Podręcznik Jacka Bartosiaka jest książką, która pomimo pewnych mankamentów obroni się zarówno wśród miłośników lektur o polityce, jak i na uniwersytetach, chociaż nie bez odpowiednio krytycznego aparatu badawczego. Natomiast co do samej geopolityki, to niezależnie od tego, czy uznaje się jej naukowość, czy też nie, znacząca liczba naszych sąsiadów poświęca tej dziedzinie czas i uwagę. Warto zatem, dla lepszego ich zrozumienia, o tej strasznej geopolityce poczytać.
Fotografia: Materiał prasowy Wydawcy
Artykuł pierwotnie ukazał się na portalu www.eastbook.eu