Łukaszenka niespodziewanie wyleciał wczoraj do Rosji na spotkanie z Władimirem Putinem. Przywiózł nowe/stare ceny na gaz i nowy kredyt. A co zostawił?
Alaksandr Łukaszenka i Władimir Putin musieli się za sobą niezwykle stęsknić w ostatnich, covidowych miesiącach. To już czwarty raz w tym roku, jak się spotykają i rozmawiają za zamkniętymi drzwiami. Dziennikarzom zostawiając jedynie kilkuminutowy “teaser” tego, o czym będą toczyły się rozmowy. Tym razem Łukaszenka zaskoczył jeszcze bardziej, gdyż nagle, 13 lipca okazało się, że leci do Petersburga spotkać się ze swoim rosyjskim odpowiednikiem.
Szukając odpowiedzi na pytanie co tym razem przywiodło białoruskiego prezydenta na spotkanie z Putinem analizujemy te skąpe kilkanaście minut rozmowy “dla mediów”, która poprzedza aż 5 godzinne rozmowy Łukaszenki i Putina za zamkniętymi drzwiami.
Gospodarka przede wszystkim

Wiemy z pewnością, że prezydenci lubią rozmawiać o gospodarce. Gdyby Władimirowi Putinowi przyszło zdawać na studia ze specjalizacją Europa Wschodnia, to zdałby egzamin śpiewająco (o ile przyjąłby do wiadomości, że Ukraińcy i Rosjanie to jednak nie jeden i ten sam naród). Putin przywódca wyliczył Łukaszence, że obrót towarowy między Rosją i Białorusią w poprzednim roku spadł o około 17%. W tym roku, w okresie styczeń-maj wzrósł o 37%, co Rosjanin przyjął z zadowoleniem.
Putin chwalił również Łukaszenkę, że Białoruś poprawnie obsługuje wszystkie kredyty. W dodatku o 2,5% ograniczyła zagraniczne zadłużenie, a to świadczy o tym, że jest ona dobrym partnerem. W dodatku rezerwy złota mają przewyższać poziom wymagany do obsługiwania handlu zagranicznego. Putin podkreślił również, a później w te same tony uderzył Łukaszenka, współpracę w obszarze przemysłu. Produkcja przemysłowa w Białorusi miała wzrosnąć o 16%.
Sam Alaksandr Łukaszenka wydawał się chyba zaskoczony tak dogłębną analizą białoruskiej gospodarki. Ze swojej strony mniej sypał liczbami, więcej mówił o problemach, z którymi Białorusi przyszło się zmagać. Składał jednak słowa w taki sposób, aby móc zdobywać punkty wśród Rosjan i samego Władimira Putina.
Chwalił zatem rosyjskie podejście do sankcji, które nie są dla państwa karą, ale “możliwością”, chociaż jak przyznał sam nie dawał temu wiary. Jako przykład podał wzrosty w produkcji rolnej, które Rosja notuje od momentu wprowadzenia kontrsankcji na import produktów rolnych z UE.
Białoruski prezydent podkreślał też silne związki gospodarek białoruskiej i rosyjskiej. Wspomniał, że w przeciwieństwie do “południowej republiki” (czytaj Ukrainy) nie rwali relacji z Rosją i dzięki temu udało im się zachować cały przemysł. Również dzięki rosyjskim inwestycjom. Podkreślił przy tym, że kolejna już fala zachodnich sankcji skłania Białoruś do pracy na “swoich rynkach” tak jak było dawniej, czyli sprzedając raczej na wschód, niż na zachód.
Sankcje i zachodnie “infekcje”

Białoruski prezydent mniej mówił o gospodarce, przywiózł jednak wschodniemu koledze informacje o zagrożeniach. Tak wewnętrznych, jak i zewnętrznych, które mogą zagrażać nie tylko Białorusi. O ile Putin na swój sposób delikatnie nazywał białoruskie protesty “infekcją”, o tyle Łukaszenka jasno mówił już o “buntach”.
Sytuacja ma być bowiem zmienną, a inspirowane z Zachodu (przez “nich”) bunty przeszły już do stadium indywidualnego terroru. Łukaszenka podkreślił, że informował już o tym swojego rosyjskiego kolegę. Prawdopodobnie to właśnie informacje o potencjalnych aktach terroru stosowanego przez protestujących przywiózł do Soczi w czarnej teczce.
Czytaj również: Spotkanie Putina i Łukaszenki w Soczi: Czarna teczka i 5 godzin rozmów
Łukaszenka zapowiedział, że w związku z tym rząd zaczyna “aktywnie pracować” z NGO i zachodnimi środkami masowego przekazu, które miały podarować Białorusi demokrację, a podarowały wspomniany terror. Białorusin zapewnił rosyjskiego kolegę, że jego kraj sobie z tym zagrożeniem poradzi i że nie jest to dla nich katastrofa. Ponieważ najważniejsza jest właśnie… gospodarka.
Jakie konkrety przywozi Łukaszenka z Petersburga?
Tak jak ciepłe są ostatnio stosunki rosyjskiego i białoruskiego prezydenta, tak gorąco było wczoraj w Północnej Stolicy Rosji. Dosłownie, bo jak poinformował Władimir Putin aż 30 stopni. Słowem konkretów na samej konferencji było mało, ale zdradził je później Dmitrij Pieskow.
Mówiąc konkretnie, Alaksandr Łukaszenka przywozi z Pitera nowe/stare ceny na rosyjski gaz na 2022 rok. Wyniosą tyle samo co w 2021, bez indeksowania, co powinno wynieść (według portalu Zerkalo.io) 128,5 USD za 1000 m3 błękitnego paliwa.
Ponadto Białoruś otrzyma od Rosji wsparcie kredytowe, aby złagodzić skutki “manewru podatkowego”, który sprawił, że ceny surowców energetycznych dla Białorusi wzrosły.
Prezydenci rozmawiali o sprawach ceł, regulacji podatkowych i energetyki. Jak mówił Pieskow “wypracowali kroki dla dalszej pracy w tych obszarach”. Zatem najtrudniejsze pola negocjacji w sprawie Państwa Związkowego nie zostały jeszcze rozwiązane.
Co zatem Alaksandr Łukaszenka podarował samemu Putinowi? Wychodzi na to, że się nie dowiemy. Nie mógł mu dać zgody na “pogłębienie integracji” bo tak gorący news na pewno przeciekłby już do mediów. Pozostaje zatem domniemywać, że Putin naprawdę może obawiać się zachodnich agentów wpływu i problemów z NATO. W takich warunkach sprawdzony, białoruski sojusznik to skarb. Wart kolejnej linii kredytowej, którą przecież, bardzo rzetelnie spłaca.
Źródło: Kremlin.ru
1 comment