Powtarzam to regularnie, gdy ktoś zapyta, a czasami również wtedy gdy nikogo to nie interesuje. Bo “problem” jest poważny, a jako że standardowo zauważamy problemy dopiero wtedy, gdy się pojawią, to prawie się o tym nie mówi. Historia Białorusi wciąż jest nieukształtowana ale posiada potencjał problemów, który dalece przerasta nasze problemy z Litwinami.
Od Litwina zresztą całe to myślenie się zaczęło. Swego czasu Uniwersytet Warszawski gościł w swoich murach znakomitego pisarza Tomasa Venclovę. Ten przyjaciel Miłosza i doskonały eseista, którego książę o Wilnie miałem przyjemność kiedyś czytać, powiedział pod koniec wykładu to, co napisałem powyżej. Konflikty polsko-litewskie są niczym w porównaniu z potencjałem sporów historycznych z Białorusinami. A dzieje się tak dlatego, że zarówno Polacy jak i Litwini, jako dwa narody, które najszybciej zaczęły się dzielić kawałkami historycznego tortu, postanowiły Białoruś kulturalnie wyciąć.
Na pocieszenie Polakom mogę powiedzieć, że Litwini będą mieli gorzej. W końcu nie od dzisiaj wiadomo, że językiem państwowym Wielkiego Księstwa Litewskiego był staroruski, którzy Białorusini chętnie nazywają starobiałoruskim (niewątpliwie bliżej mu do niego niż do litewskiego). Stolicą historyczną Białorusi i ważnym ośrodkiem politycznym było naturalnie Wilno, a większość książąt litewskich zruszczyła się jeszcze w średniowieczu i z Litwinami łączyło ich niewiele więcej niż nas z Sarmatami. Jest to z punktu widzenia Wilna o tyle kłopotliwe, że nawet jeśli Litwini najwcześniej zaczęli odtwarzać swoją narodowość, to jednak wciąż XIX wiek był dla nich odrodzeniem. Stąd niektóre aspekty ich historii pozostają kontrowersyjne i stoją w kontrze z tym co głosi historiografia polska czy rosyjska. Z podobnymi problemami, jeśli nie większymi, boryka się Ukraina ale to temat osobny,
Skala problemów z Polakami to właściwie temat otwarty, bo jedynie niektórych punktów spornych na dzień dzisiejszy jestem pewny. Problem będzie z Kościuszką, bo już teraz wielu Białorusinów mówi, że to był szlachcic białoruski lub w najlepszym wypadku rusiński i walczył o państwo, które znał, a nie o państwo narodowe polskie. Ignacy Domeyko? Białorusin. I naturalnie crème de la crème czyli Adam Mickiewicz. Słynny białoruski poeta, który pisząc po polsku Litwo, Ojczyzno moja miał na myśli ziemie białoruskie w okolicach swojego wiejskiego dworku.
Nie jest moją rzeczą dowodzić czy Mickiewicz to Polak, Litwin czy Białorusin ani rozpoczynać setnej dyskusji na temat etniczności i polityczności narodu polskiego. Ważne jest jedno, Białorusini już teraz, jeśli spytać tych co bardziej zainteresowanych swoją historią, do Mickiewicza i Kościuszki są gotowi się przyznać. Wiele radości wzbudziłem podczas swojego wykładu na Politechnice Warszawskiej stwierdzając, że Mickiewicz był Białorusinem. Dzieciarnia potraktowała to jako zabawną ciekawostkę ale siedząca na sali Białorusinka z radością pokiwała głową.
W kontekście historii wspólnej warto się jednak zastanowić co zrobimy w momencie, gdy Białorusini ten problem postawią. Wiatry polityczne nawet na Białorusi nie mogą wiać wiecznie w jedną i tę samą stronę, dlatego w końcu Łukaszenko lub jego następca zacznie się skupiać na akcentowaniu odrębności i wyjątkowości białoruskiego narodu. Paradoksalnie mądra polityka zagraniczna mogłaby doskonale taki klimat wykorzystać. Litwini, od których polecam się uczyć o Soft Power, już teraz organizują z Ukraińcami i Białorusinami wspólne wystawy historyczne, rekonstrukcje i tym podobne. Budują legendę Wielkiego Księstwa Litewskiego, a my za przepiękną Rzeczpospolitą Obojga Narodów jesteśmy często i zgodnie przez sąsiadów łajani. A nie musi tak być, bo do RON wiele osób na wschodzie wciąż ma sentyment. Zwłaszcza gdy jak kozacy przeszli z systemu demokracji szlacheckiej do Imperium Rosyjskiego, ale o tym innym razem.