Białoruś i Rosja będą dążyć do stworzenia nowej “Normandzkiej Czwórki”, która będzie regulowała kryzys na granicy. Polska z pewnością nie będzie się chciała na takie rozwiązanie zgodzić.
Zarówno strona polska, jak i białoruska zdają sobie sprawę, że obecna sytuacja na granicy jest impasowa. Polska (podobnie jak Litwa i Łotwa) umocniły granice. Podobne działania zaczyna wykonywać również Ukraina, która nie chce, aby migranci zaczęli szukać alternatywnej drogi na zachód przez jej terytorium. Jeśli dołożyć do tego informacje o umocnieniach stawianych przez samą Białoruś po drugiej stronie koczowisk, to obecnie migranci znaleźli się w sytuacji bez wyjścia.
Pozostaje zatem tylko czekać, aż ze względu na wyziębienie i ciężkie warunki ludzie zaczną umierać. Biorąc pod uwagę, że ani jedna, ani druga strona nie zamierzają ustępować i zmieniać swojej polityki, to najlepszym wyborem dla Unii Europejskiej (to w końcu również jej granica) byłaby organizacja grupy kontaktowej. W niej naturalnie musiałoby się znaleźć miejsce również dla Rosji. Biorąc pod uwagę, że o tym rozmawiali w czwartek przez telefon Angela Merkel i Władimir Putin nie można wykluczyć, że dana propozycja na dniach zostanie przedstawiona wszystkim zainteresowanym stronom.
Czego chcą obydwie strony?
Zarówno Białoruś, jak i Unia Europejska mają coś, czego druga strona oczekuje. Unia Europejska bardzo chce mieć święty spokój i szczelne granice, ponieważ czasy, gdy w UE żaden człowiek nie był nielegalny minęły. Obecnie Wspólnota chętnie płaci państwom spoza swoich granic, aby zatrzymywały ludzi szukających lepszej przyszłości w Unii Europejskiej.
Z kolei Białoruś, gdyby taka grupa kontaktowa powstała byłaby zainteresowana dwiema kwestiami. Po pierwsze pieniędzmi, które mogłyby popłynąć do Białorusi na utrzymanie obozów przejściowych dla migrantów, których Mińsk powstrzymywałby przed nielegalnym przekroczeniem granicy. Również przywróceniem środków na ochronę granic, które trafiły w jeden z pakietów sankcyjnych UE i zostały wstrzymane. To o tyle wygodne, że z chwilą podpisania takich dokumentów napływ migrantów do Białorusi z pewnością szybko by ustał.
Drugą korzyścią dla Białorusi, jak również dla samej Rosji byłby fakt, że Unia Europejska musiałaby zasiąść do stołu i stworzyć kolejną platformę do rozmów. Taką, w której stroną byłaby Białoruś, z którą obecnie Unia Europejska nie utrzymuje właściwie żadnych stosunków (za to chętnie wita w każdym z państw Swiatłanę Cichanouską).
Dla Rosji będzie to z kolei doskonała okazja do zwiększenia swojego wpływu na to, co dzieje się na wschodnich granicach Unii Europejskiej. Tylko czekać wówczas, aż wśród oczekiwań strony rosyjsko-białoruskiej pojawi się ograniczenie liczby wojsk stacjonujących w regionie, aby zmniejszyć napięcie między dwoma blokami.
Wreszcie to doskonała okazja, aby rozwodnić nieco “rusofobiczną” politykę Warszawy czy Wilna odrobiną zachodniego zdrowego rozsądku i zamiłowania do rozwiązywania konfliktów szerokimi, dyplomatycznymi gremiami.
Polska straci wsparcie Zachodu?
Powyższy scenariusz byłby dla Polski jednoznacznie negatywny. Polska nie zaprosiła na swoje granice Frontexu, nie będzie też chętna do oddawania kontroli nad swoją granicą w ręce francuskich czy niemieckich dyplomatów, którzy wraz z Rosją i coraz mniej znaczącą w tym układzie Białorusią będą decydować o rozwiązaniu kryzysu.
Póki co Unia Europejska i jej politycy jednoznacznie określali to, co dzieje się na wschodnich granicach UE mianem “ataku hybrydowego”. Polski premier Mateusz Morawiecki występował na wspólnej konferencji z Charlesem Michelem. Ursula von der Leyen wzywała do zaostrzania sankcji wobec Białorusi. Jednak entuzjazm na zachodzie może zacząć zanikać, gdy na granicy polsko-białoruskiej zaczną zamarzać i umierać ludzie.
Tym, co mogłoby Polsce pomóc, byłoby nie tyle dalsze uszczelnianie granicy, która na ten moment wydaje się być wystarczająco skutecznie chroniona, ile rozpoczęcie serii spotkań z przedstawicielami państw UE, w szczególności Francji i Niemiec. Szczególnie nasz zachodni sojusznik lada moment będzie miał zmianę warty na stanowisku kanclerza. A rzecznik SPD zasugerował już, że część migrantów z Białorusi mogłaby do siebie przyjąć… Ukraina. Niemieckie społeczeństwo jako pierwsze może zdecydować, że w obliczu narastającego kryzysu należy coś z tym zrobić. A kanclerz swoje kroki najpierw skieruje na Kreml, jak miało to już miejsce przy poprzednich kryzysach z Białorusią w roli głównej.
Czekamy na eskalację
Co jest potrzebne, aby powyższy scenariusz się ziścił? Eskalacja kryzysu. Ta może przyjść ze strony żołnierzy, którzy przy próbie powstrzymania kolejnego wtargnięcia otworzą ogień. To może zostać błyskawicznie potraktowane przez stronę białoruską jako casus belli, a przez Rosję jako pretekst do stworzenia powyższej grupy, bo Polska wyraźnie nie radzi sobie z opanowaniem kryzysu.
Eskalacja może też przyjść w związku z nadciągającą nieuchronnie zimą i dalszym ochłodzeniem. W jej wyniku niestety kolejne osoby mogą stracić życie. Nie należy bowiem oczekiwać, że dane im się będzie cofnąć, na przykład do Grodna, aby przezimować. W końcu ci ludzie “nie chcą zostawać w Białorusi, chcą iść na zachód”.
Sytuacja będzie stawała się coraz trudniejsza, jako że sam Alaksandr Łukaszenka zasugerował, że niedługo na granicy pojawią się kolejne grupy migrantów.
Jakie są alternatywne scenariusze?
Powyższy scenariusz niewątpliwie byłby dla Polski złym obrotem spraw. Czy zatem jest jakaś alternatywa? Przede wszystkim każda forma rozwiązania obecnego kryzysu powinna zakładać szerszą koordynację z państwami zachodnimi. Szczególnie istotna jest tutaj rola Niemiec, z którymi należałoby zacieśnić dialog, aby niemiecki kanclerz dla rozwiązania kryzysu na polskiej i unijnej granicy nie dzwonił automatycznie na Kreml.
Opcją atomową, jak określił to dziennikarz Money.pl, byłoby całkowite zamknięcie granic z Białorusią. Takie działanie wymagałoby naturalnie zgody samej Unii Europejskiej, wywołałoby również szybkie i gwałtowne reakcje ze strony samej Białorusi. Alaksandr Łukaszenka już zagroził zachodowi zakręceniem kurka z gazem, gdyby taki scenariusz miał wejść w życie. Niemniej jednak, biorąc pod uwagę ostre reakcje samego Mińska, takie działanie mogłoby być skuteczne. Szczególnie że białoruski eksport do Unii Europejskiej w ostatnim czasie wzrastał, a nie malał. Oczywiście beneficjentem takich działań stałaby się poniekąd Rosja, która błyskawicznie wymusiłaby na Europie uruchomienie Nord Stream 2 w celu rozwiązania kryzysu energetycznego.
Ostatecznie też można po prostu czekać i próbować cały kryzys jakoś przetrzymać. Nikt już raczej nie wierzy, że wszystkim koczującym na granicy z Unią ludziom uda się przedostać. Szansa, że w Białorusi w najbliższym czasie pojawi się znacznie większa liczba migrantów, próbujących przedostać się na Zachód jest niewielka. Pozostają oni też równie dużym problemem dla Mińska, który mimo wszystko nie może dopuścić, by ci ludzie koczowali na dworcach czy lotniskach. Strategia ta jest jednak bardzo ryzykowna, bo kryzys humanitarny na naszej granicy jest faktem i zachodnie społeczeństwa mogą zażądać od swoich liderów, by zaczęli go rozwiązywać.
Fot. Kremlin.ru, CC BY 3.0 https://creativecommons.org/licenses/by/3.0, через Викисклад
2 comments