W białoruskich i częściowo rosyjskich mediach buduje się obecnie dwie narracje dotyczące kryzysu migracyjnego. Jedną z wezwaniem do rozmów i drugą mówiącą o tym, że NATO szykuje się do wojny.
Narrację o dialogu stosuje się przede wszystkim na użytek zewnętrzny. O potrzebie rozpoczęcia negocjacji mówił niedawno minister spraw zagranicznych Uładzimir Makiej. Szef białoruskiej dyplomacji uskarżał się przy tym, że zapraszał do rozmów jeszcze w kwietniu, ale UE nie chce z nim rozmawiać.
Obecnie o dialogu mówią także prorządowi białoruscy politolodzy, jak choćby eurazjata Aleksiej Dzermant. Na swoim kanale w Telegramie informował o polskich nacjonalistach patrolujących granicę i napadających na migrantów, którym uda się przerwać kordon. Dzermant odniósł się również do deklaracji Monachium, którego władze zapowiedziały, że mogą przyjąć koczujących na granicy ludzi.
Politolog uznał, że z obecnego kryzysu widzi dwa wyjścia i że zareagować musi Berlin. Albo zorganizować kordon humanitarny przez Polskę prosto do Niemiec, albo za pośrednictwem portu lotniczego w Grodnie. Zaznaczył też, że takie działania Niemiec mogłyby być realizowane tylko przy bezpośrednim kontakcie z władzami białoruskimi.
Taką narrację prowadził również w wywiadzie dla telewizji Rossija Władimir Putin. Stwierdził, że ze swoich rozmów z Alaksandrem Łukaszenką i Angelą Merkel zrozumiał, że „są oni gotowi rozmawiać ze sobą”. Szansa na to, że Angela Merkel zadzwoni do prezydenta Łukaszenki jest niewielka. Dlatego tym bardziej prawdopodobne jest pojawienie się propozycji jakiegoś szerszego formatu. Zresztą Władimir Putin zapowiedział również, że Rosja jest gotowa zaangażować się w rozwiązanie kryzysu.
Czytaj również: „Format Normandzki” dla rozwiązania kryzysu na granicy?
Należy się spodziewać, że kryzys na granicy nadal będzie eskalował. Media polskie donoszą o kolejnych próbach przekroczenia granicy. Białoruskie zaś pokazują formowanie się pełnowymiarowego obozu, w którym coraz częściej pojawiają się media zachodnie.
NATO szykuje się do wojny?
W dodatku wydaje się, że ostatnie informacje dotyczące napięć na granicach ukraińsko-rosyjskich również mogą zostać powiązane z kryzysem migracyjnym. Rządowy kanał Belarus 1 oskarża zachód o militaryzację granicy.
Druga narracja, którą na razie najgłośniej wyraził minister obrony Wiktar Chrenin mówi o tym, że zgromadzone na granicy siły są zbyt duże, aby wiązać je z kryzysem migracyjnym. Wtóruje mu wspomniana telewizja, w której materiale dziennikarka Jekaterina Tichomirowa wymieniała sprzęt wojskowy dostarczony na polską granicę. Tichomirowa stwierdziła, że zaangażowany sprzęt (w tym rzekomo artyleria) ma charakter ofensywny i nie może służyć do obrony granicy.
Stąd prosta droga do konkluzji, że NATO szykuje się do wojny z Państwem Związkowym Białorusi i Rosji. Telewizja błyskawicznie połączyła zwiększenie sił na granicy polsko-białoruskiej z manewrami NATO na Morzu Czarnym. W tym scenariuszu sytuacja na granicy ma być tylko zasłoną dymną dla prawdziwych celów Waszyngtonu. I z tego też powodu kryzys graniczny będzie trwał równie długo, jak długo będzie potrzebny USA.
Czytaj również: „Białoruś jest gotowa bronić swoich granic, jeśli trzeba z udziałem Rosji”
Powyższa narracja w Polsce może wydać się egzotyczną (lub całkowicie nielogiczną biorąc pod uwagę chronologię zdarzeń), jednak jest to narracja tworzona przede wszystkim na użytek wewnętrzny. Białorusini obawiają się konfliktu zbrojnego i taka narracja mogłaby do nich trafić jako jedna z nielicznych suflowanych przez media państwowe. W dodatku tego typu hasła mogą trafiać w gusta rosyjskich odbiorców, nieustannie obawiających się, że NATO przyjdzie i ich zaatakuje.
Naturalnie powyższa narracja może też służyć jako usprawiedliwienie do dalszej militaryzacji granicy po stronie białoruskiej. Rosjanie zaś mogą wykorzystać ją do zwiększania napięcia w całym regionie. Im szerszy stanie się zakres całego konfliktu, tym więcej państw trzeba będzie zaangażować do rozmów o ustabilizowaniu sytuacji. A stąd prosta droga do wyżej wspomnianego „Formatu Normandzkiego”. W końcu z samą Polską czy Litwą nikt nie będzie rozmawiał o rozwiązaniu tak szerokiego kryzysu.