Jeżeli doszło do ukraińskiego ataku na lotnisko Ziabrauka, to bardzo prawdopodobny jest udział w nim białoruskich partyzantów. Byłaby to zaskakująca eskalacja i znak, że Białorusini ostrzej zaangażują się w walkę po stronie Ukrainy.
W nocy z 10 na 11 sierpnia doszło do serii wybuchów na białoruskim lotnisku Ziabrauka w rejonie homelskim. Wydarzenie ma miejsce raptem dwa dni po zaskakującym ataku na lotnisko na okupowanym Krymie. O kilku (5 albo 8) wybuchach poinformował kanał Białoruski Hajun, który później od jednego ze swoich źródeł otrzymał również nagranie z wybuchu.
Według oficjalnej informacji Ministerstwa Obrony Białorusi na lotnisku miało dojść do zapalenia się silnika jednej z maszyn, co doprowadziło do słyszalnej eksplozji. MO Białorusi twierdziło, że do wypadku doszło ok. 23:00, 10 sierpnia. Nagrania ukazujące wybuchy wskazują jednak, że do wybuchów doszło ok. 00:20 11 sierpnia.
Czy Ukraina zaatakowała Białoruś?
Strona ukraińska, z którą zdecydowali skontaktować się dziennikarze portalu Zerkalo.io (dawne Tut.by) zaprzeczyła, jakoby miało dojść do ukraińskiego ataku. W biurze prasowym Sztabu Generalnego Ukrainy stwierdzono, że “nikt na nikogo nie napadał”. Doradca ministra obrony Ukrainy Aleksiej Kopytko stwierdził, że na lotnisku prowadzone są ćwiczenia sił obrony przeciwlotniczej oraz sił powietrznych i takie wybuchy mają miejsce wyłącznie w ramach tych ćwiczeń.
Kanał Białoruski Hajun podkreśla równocześnie, że w dokładnie ten sam sposób Kopytko skomentował ostatnie wybuchy na lotnisku na Krymie. Z kolei doradca prezydenta Zełenskiego Mychaiło Podolak ironizuje, że “epidemia wypadków technicznych na lotniskach wojskowych Krymu i Białorusi powinny zostać potraktowane przez rosyjskie wojsko jako ostrzeżenie”. Ukraiński polityk używa tutaj również stwierdzenia, że Rosjanie nie będą się czuć bezpiecznie ani na okupowanym Krymie ani na … okupowanej Białorusi. To ostatnie stwierdzenie jest szczególnie ważne.
Rzecznik Sił Zbrojnych Ukrainy Jurij Ignat w programie kanału Biełsat stwierdził, że białoruscy partyzanci niezwykle pomagają Ukrainie.
„Wiemy, że są to niezwykle życzliwi, mądrzy i bystrzy ludzie, którzy już bardzo dobrze pomagają naszemu państwu, Siłom Zbrojnym Ukrainy. I już teraz dziękujemy bratniemu narodowi białoruskiemu, który pomoże Ukrainie pokonać okupantów i wypędzić ich z naszej ziemi. A także ze swojej.
Rzecznik Sił Zbrojnych Ukrainy Jurij Ignat
Równocześnie Ignat stwierdził, że w kwestii wybuchów w Ziabrauce należy wierzyć oficjalnym informacjom Ministerstwa Obrony Ukrainy.
Czy Ziabrauka została ostrzelana z HIMARSów?
Według informacji kanału Białoruski Hajun na lotnisku w Ziabrauce znajdowały się wyrzutnie Iskander, a także dużo wyrzutni przeciwlotniczych, ok. 10 S-400 Tryumf oraz 2 wyrzutnie Pancyr. Autorzy kanału spekulują, że przyczyną wybuchów mogły być nocne ćwiczenia sił powietrznych i plot, ćwiczebne zestrzelenie drona lub atak lotniczy i zniszczenie wyrzutni przeciwlotniczych.
Przeciwko tej teorii przemawiają dwie kwestie. Po pierwsze, wyrzutnie S-400 są chyba najnowocześniejszymi wyrzutniami przeciwlotniczymi, jakimi dysponuje Rosja. To wokół ich zakupu wyrósł spór pomiędzy Turcją i USA i wyrzucenie tej pierwszej z programu F-35. Od początku wojny Ukraina pokazuje, że jest w stanie skutecznie niszczyć rosyjskie rakiety za pomocą własnych systemów S-300. Rosja nie radzi sobie natomiast z zestrzeliwaniem za pomocą systemów S-300 rakiet lecących torem balistycznym, np. wystrzeliwanych z wyrzutni HIMARS (więcej i mądrzej o tym tutaj: https://defence24.pl/sily-zbrojne/ukraina-himars-kontra-rosyjski-s-300)
Jednak lotnisko Ziabrauka praktycznie bezpośrednio graniczy z zabudowaniami cywilnymi (na lotnisku organizowane są m.in. skoki spadochronowe dla chętnych). Wątpliwe jest, aby Ukraińcy zdecydowali się na ostrzał celów tak bliskich cywilnym zabudowaniom. Nawet jeżeli rakiety z HIMARSów są bardzo precyzyjne, to przeciwko takiemu ostrzałowi z pewnością protestowaliby zachodni partnerzy Kijowa, a także białoruscy żołnierze walczący w siłach zbrojnych Ukrainy.
Czy białoruscy partyzanci pomogli uderzyć na Ziabraukę?
Po drugie, według informacji uzyskanych przez dziennik Washington Post atak na bazę lotniczą na Krymie nie został przeprowadzony przez żadne rakiety czy artylerię, a przez żołnierzy sił specjalnych. Przeprowadzenie operacji na terytorium Krymu było dla Ukrainy z pewnością wyzwaniem, jednak nie należy zapominać, że te ziemie do 2014 roku wchodziły w skład Ukrainy. Mają oni zatem doskonałe rozeznanie terenu i zapewne szeroką agenturę “na miejscu”, która mogła pomóc skoordynować uderzenie.
W przypadku Białorusi pomoc lokalnej ludności byłaby nie do przecenienia i tutaj pojawiają się białoruscy partyzanci. Szerzej o ich działalności jeszcze przed wybuchem wojny pisałem już na NaWschodzie (link poniżej). Słowa ukraińskiego rzecznika wskazują jednoznacznie na zaangażowanie właśnie “partyzantów”, a nie regularnych żołnierzy z białoruskich oddziałów walczących po stronie Ukrainy. Biorąc pod uwagę, jak dużą wagę w białoruskiej historii ma słowo “partyzant” jego użycie nie może być przypadkowe.
Czytaj również Czarne bociany i złe bobry. Kim są białoruscy “partyzanci”?
O zaangażowaniu białoruskich partyzantów w konflikt po stronie Ukrainy było głośno w pierwszej fazie wojny. To przez ich ataki na linie kolejowe miała ucierpieć i tak słaba rosyjska logistyka. Wraz z powołaniem rządu tymczasowego Swiatłany Cichanouskiej obsadzona została również pozycja “ministra obrony”. Objął ją Walerij Sachaszczyk, który jest w środowiskach białoruskich wojsk szeroko rozpoznawalny, ale który nie ma powiązań z batalionem Kastusia Kalinowskiego w Ukrainie (tak przynajmniej twierdzi portal Nasza Niwa, opisujący jego sylwetkę). Jeżeli Cichanouska postanowiła wybrać go nie tylko ze względu na jego rozpoznawalność, to może oznaczać, że ma on kontakty właśnie ze strukturami partyzanckimi w Białorusi.
Czytaj również: Kara śmierci dla partyzantów kolejowych w Białorusi – czy to możliwe?
Mało prawdopodobne jest, aby cały ruch “partyzancki” w Białorusi zgadzał się z działaniami Cichanouskiej i w jakikolwiek sposób jej podlegał. Niemniej, jeżeli atak na lotnisko w Ziabrauce został przeprowadzony przez stronę ukraińską, a jest to dość prawdopodobne, to jest to niespotykana dotychczas eskalacja. Eskalacja, na którą raczej na pewno musieli wyrazić zgodę ukraińscy, zachodni sojusznicy. W przypadku uderzenia na obiekty na terytorium Białorusi była też koordynowana ze stroną białoruską.
Czy Ukraińcy zaczęli atakować cele poza swoimi granicami?
To oznacza, że Ukraińcy pogodzili się z zagrożeniem ze strony ewentualnej białoruskiej odpowiedzi, a być może rozmowy z samymi Białorusinami przekonują ich, że w przypadku ataku na Białoruś wcale nie dojdzie do przewidywanej konsolidacji społeczeństwa wokół prezydenta Łukaszenki, a przeciwnie do wybuchu kolejnej fali protestów i niezadowolenia społecznego. To w połączeniu z działaniami grup partyzanckich mogłoby stanowić dla Rosji ogromny problem, a dla białoruskiej władzy wręcz egzystencjalne zagrożenie, porównywalne z protestami 2020 roku.
Na razie w przypadku zarówno anektowanego Krymu, jak i Ziabrauki Rosja i Białoruś nie przyznają się, że zostały zaatakowane. Zgodnie z logiką rosyjską powinno teraz nastąpić bardzo ostre uderzenie odwetowe, gdyż atak na Krym to w rozumieniu Rosji atak na ich terytorium, a atak na Ziabraukę to atak na ich sojusznika.
Fot. Паўлюк Шапецька, CC BY-SA 4.0 https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0, via Wikimedia Commons