Dziennikarz Artem Shraibman opuścił Białoruś i znajduje się obecnie w Ukrainie. Przyczyną było wspomnienie o nim w “wywiadzie”, którego telewizji ONT udzielił zatrzymany opozycjonista Roman Protasiewicz.
Informacjami o swoim wyjeździe Shraibman podzielił się na swoim kanale w Telegramie Facebooku: “Wyszło ironicznie. Rano 3 czerwca ukazuje się wydanie projektu Redakcja, które kończy się moimi słowami, że nie czuję bezpośredniego zagrożenia i dlatego nie wyjeżdżam z Białorusi, a już wieczorem pospiesznie zbieram swoje rzeczy i wyjeżdżam z kraju”.
Jako bezpośrednią przyczynę swojego wyjazdu Shraibman wskazał wymienienie go z imienia i nazwiska przez Ramana Pratasiewicza podczas “wywiadu”, którego ten udzielił rządowej telewizji ONT. Pratasiewicz został aresztowany po przymuszeniu do lądowania samolotu linii Ryanair i znajduje się w rękach białoruskich służb.
Czytaj także: Białorusini porwali samolot Ryanair. Celem zatrzymanie opozycjonisty
“Uważam, że ważne jest, aby opowiedzieć o przyczynach (wyjazdu – red.). W wywiadzie dla ONT Roman Protasiewicz powiedział, że pomagałem radami na czacie, który można by nazwać sztabem koordynacyjnym rewolucji – Love Hata. Mogę się tylko domyślać, dlaczego i czy z własnej woli, ale Roma przesadził z moim udziałem w tym procesie. Rzeczywiście, do końca jesieni 2020 roku brałem udział w tym czacie, który rozpoczął się jako zwykłe internetowe spotkanie blogerów, ale wraz z narastaniem protestów ten temat stał się kluczowym w dyskusjach”.
Analityk nie powinien być uczestnikiem procesów, które opisuje
Shraibman stwierdził, że jego celem było obserwowanie tych osób, które zaczęły być nazywane “koordynatorami białoruskiej rewolucji”. Podkreślił, że nie wszyscy uczestnicy czatu Love Hata powinni być tak nazywani, a kluczowe kwestie dotyczące protestów były omawiane na zamkniętych połączeniach, do których nie miał dostępu.
Równocześnie dziennikarz stwierdził, że nie brał aktywnego udziału w czacie z jeszcze jednego powodu, gdyż jako analityk nie może i nie powinien być uczestnikiem procesów, które analizuje “tak jak komentator meczu nie może być graczem na boisku”.
Zakładników się nie sądzi
W odniesieniu do samego Protasiewicza Shraibman napisał, że “żadnego żalu do Protasiewicza nie ma i nie może być. Nie wiemy jaką piwnicę w ŁNR i jaki los dla jego dziewczyny mu zarysowali, gdyby odmówił udzielenia wywiadu. Zakładników się nie sądzi”.
Analityk stwierdził, że o czacie Love Hata służby białoruskie wiedziały co najmniej od połowy jesieni i nic się dotychczas nie wydarzyło. Sytuacja jednak zmieniła się na tyle, że postanowił wyjechać: “W dzisiejszej Białorusi nawet brak zaangażowania w to, co władze uważają za przestępstwo, jest już niewystarczającym ubezpieczeniem. W sprawie TUT.BY, która formalnie jest związana z podatkami firmy, siedzi polityczny blok redakcji, ludzie, którzy prawdopodobnie nie mają pojęcia, ile płacili podatków.
W moim przypadku sytuacja jest taka sama – samo bycie na tym czacie wiele miesięcy temu, a teraz głośne wypowiedzi Protasiewicza, z prezenterem, który osobno o mnie pytał, to przejście w strefę niewygodnego ryzyka. To uczucie wzmocniło się, gdy tego samego wieczoru zobaczyłem przy moim wejściu coś bardzo podobnego do “pleneru” (potoczna nazwa zestawu działań stosowanego przez służby przy inwigilacji – red.)”.
Źródło: Telegram
Fot. Facebook
1 comment