Dwa lata temu Białorusini wyszli na ulice, aby zaprotestować przeciwko sfałszowanym wyborom w swoim kraju. Rewolucja upadła, władzy nie udało się zmienić, a jej liderzy zmuszeni byli opuścić kraj lub znaleźli się w więzieniu.
Z przebiegu nieudanej białoruskiej rewolucji można wyciągnąć wiele wniosków, a poniżej prezentuję jeden z nich. Sukcesywnie pojawią się tutaj również linki do kolejnych, rocznicowych analiz.
Białorusini po raz kolejny w swojej historii mieli pecha. Społeczeństwo niechętne wojnom, zamieszkom czy przelewowi krwi wyszło na ulice w proteście, którego skrajnie pokojowy charakter zwrócił uwagę całego świata. Zachód zareagował niemrawo, Rosjanie zaskoczyli najmocniej chyba samych Białorusinów. W efekcie w końcówce roku 2020 podsumowywaliśmy już tylko, co z nich zostało.
Protesty 2020 roku mogą przejść do historii jako cezura czasowa. Nie jest to bowiem kolejny w historii białoruskich wystąpień stłumiony protest. Jest to rewolucja, która od początku miała skrajnie pokojowy charakter i dla zgaszenia której użyto bezprecedensowo brutalnej siły. Po upadku protestów 2020 roku coraz liczniejsza grupa wśród opozycji zaczęła mówić o potrzebie zmiany taktyki.
Białorusini przestaną pokojowo protestować
Od 24 lutego Białorusini i Białoruś dwojako zaangażowali się w rosyjsko-ukraińską wojnę. Z jednej strony oficjalny Mińsk udostępnił swoje terytorium dla rosyjskich wojsk. Z drugiej strony od samego początku konfliktu w Białorusi zaczęli działać tzw. “partyzanci kolejowi”, którzy uszkadzali linie kolejowe, utrudniając Rosjanom logistykę. Według danych dziennika Washington Post ich zaangażowanie mogło być jedną z kluczowych przyczyn załamania się rosyjskiej ofensywy w pierwszej fazie wojny. Nie należy też zapominać o białoruskich ochotnikach, którzy zaczęli zaciągać się do ukraińskiej armii i obecnie współtworzą już dwa bataliony.
Czytaj również: Kara śmierci dla partyzantów kolejowych w Białorusi – czy to możliwe?
Zanim jednak doszło do zaangażowania się Białorusinów w konflikt na Ukrainie, można było zaobserwować coraz wyraźniejsze formowanie się “partii wojny” wśród białoruskiej opozycji. Jako jedną z przyczyn upadku rewolucji 2020 roku wskazywano to, co było jej szczególnym wyznacznikiem, czyli skrajnie pokojową formę protestu. Na zamkniętych spotkaniach część Białorusinów wyrażała rozgoryczenie faktem, że nikt nie postanowił walczyć z milicją i wojskami wewnętrznymi.
Grup radykalnych po stronie białoruskiej opozycji nie można w żaden sposób nazwać mainstream’em, jednak ich pojawienie się zwiastuje zmianę w myśleniu przynajmniej części białoruskiej opozycji. O wzrastającej roli osób nastawionych na walkę świadczy też, że w niedawno powołanym gabinecie tymczasowym aż dwie osoby z czterech odpowiadają za “struktury siłowe”. Szerzej o tym mówiłem w niedawnym wywiadzie dla portalu Biznes Alert. Najprawdopodobniej ewentualne kolejne protesty w Białorusi nigdy nie będą już miały tak pokojowego charakteru jak te z 2020 roku.
Bociany wylatują — formowanie się białoruskich partyzantów
We wrześniu 2021 roku głośno zrobiło się o grupie “Czarny Bocian”, która wzięła na siebie odpowiedzialność za atak na budynki białoruskiego OMONu. Sprawa nie zyskała dużego rozgłosu, gdyż mniej więcej w tym samym czasie doszło do siłowego wejścia przedstawicieli białoruskich służb bezpieczeństwa do mieszkania Andrieja Zelcera. Zelcer nie pozwolił się aresztować, strzelając do funkcjonariuszy KGB z posiadanej broni myśliwskiej. W wyniku wymiany ognia zginął on sam i jeden z oficerów służb.
Więcej o tym: Czarne bociany i złe bobry. Kim są białoruscy “partyzanci”?
Działania grupy “Czarny Bocian” nie były odosobnione, a sami partyzanci przekonywali, że stanowią część szerszego ruchu wewnątrz Białorusi. Oprócz grup partyzanckich spod znaku “Bociany lecą” wewnątrz kraju miały się formować również Narodowe Drużyny Samoobrony. Najbardziej znaną poza granicami samej Białorusi grupą byli z kolei “Cyberpartyzanci”, czyli hakerzy regularnie dokonujący ataków i włamów na cyfrową infrastrukturę białoruskiej administracji.
Wszystkie ugrupowania miały stanowić część większego ruchu o nazwie “Sprzeciw”, nastawionego powtórzenie protestów z 2020 roku jednak bez popełnionych wówczas błędów. Dlatego obok protestujących mieliby iść ludzie z “Narodowych Drużyn Samoobrony”, przygotowani do walki ulicznej z przedstawicielami sił porządkowych. Na kanale Youtube podpisującym się jako “Bociany Lecą” można obejrzeć filmy szkoleniowe z wykorzystania legalnych środków samoobrony do walki lub analizę taktyki stosowanej przez siły porządkowe.
Partyzanci kolejowi
Bociany poza wzięciem na siebie odpowiedzialności za kilka działań wymierzonych przeciwko funkcjonującej białoruskiej władzy prezentowały również mocno antyrosyjski charakter. Głośną kwestię podpisania map drogowych integracji administratorzy kanału nazywali Anschlussem Białorusi przez Rosję.
Gdy 24 lutego rosyjskie wojska wykorzystały terytorium Białorusi do ataku na Ukrainę, część partyzantów zdecydowała się zacząć im szkodzić. Zaczęło dochodzić do ataków na przejazdy kolejowe. Na opozycyjnych kanałach pojawiły się poradniki jak uszkadzać semafory i przejazdy, aby pozostać niezauważonym. Skala działań partyzantów musiała być duża, gdyż władze zaczęły oskarżać ich o terroryzm i zdradę państwa. Taki wyrok zapadł w sprawie trójki “partyzantów kolejowych”, którym może grozić kara śmierci.
Czytaj również: Kara śmierci dla partyzantów kolejowych w Białorusi – czy to możliwe?
W Białorusi dotychczas akty sabotażu były skrajnie rzadkie. Ataki na infrastrukturę nie miały miejsca np. po zdławionych protestach 2010 roku. Chociaż konflikt w Ukrainie jest sytuacją ekstremalną, to działania Białorusinów należy rozpatrywać jako przejaw postępującej radykalizacji. O powadze sytuacji świadczą również reakcje ze strony białoruskiej władzy.
Zaangażowanie w konflikt w Ukrainie
Najbardziej jaskrawym przejawem radykalizacji postaw części Białorusinów jest ich zaangażowanie w wojnę rosyjsko-ukraińską po stronie Kijowa. Przedstawiciele batalionów ochotniczych od początku przedstawiali swoje motywacje jako walkę w obronie Ukrainy, ale też przygotowania do walki o wyzwolenie Białorusi. Zresztą wystarczy wysłuchać przysięgi na wierność Białorusi, jaką składają żołnierze Pułku Kalinowskiego.
Pułk Kastusia Kalinowskiego formował się w Ukrainie od pierwszych dni konfliktu. Po pewnym czasie pojawiła się informacja o sformowaniu drugiego pułku o nazwie Pogoń, powiązanego z Wadimem Prokopiewem. Formacje te funkcjonują oddzielnie, jednak przedstawiciele obydwu jasno dają do zrozumienia, że walkę z rosyjską agresją w Ukrainie rozumieją jako część walki o wyzwolenie Białorusi.
O tym, że władze w Mińsku rozpatrują tych żołnierzy jako zagrożenie, świadczy zaostrzenie kar za najemnictwo. 21 lipca na stronie białoruskiego prezydenta pojawiła się informacja o wprowadzeniu zmian do kodeksu karnego Republiki Białoruś. Od teraz możliwe będzie sądzenie za niektóre przestępstwa w trybie “zaocznym”, bez stawiennictwa oskarżonego przed trybunałem karnym. Wśród przestępstw, które mają podlegać temu specjalnemu trybowi, znalazły się:
- terroryzm,
- ludobójstwo,
- najemnictwo,
- zdrada państwa,
- sabotaż,
- tworzenie lub udział w formacji ekstremistycznej,
- zamieszki,
- nawoływanie do sankcji.
Zaostrzenie kodeksu karnego i możliwość wydawania zaocznych wyroków to także element walki z przedstawicielami białoruskiej opozycji przebywającymi poza granicami Białorusi.
Czy Białoruś czeka wojna domowa?
Chociaż dokładna liczebność pułków Kalinowskiego i Pogoni nie jest znana, to pojawienie się w Białorusi nawet kilkuset doświadczonych i ostrzelanych żołnierzy mogłoby być krytycznym zagrożeniem dla białoruskiej władzy. Jeżeli konflikt w Ukrainie zakończy się w sposób umożliwiający tym żołnierzom wyjazd, część z nich może chcieć kontynuować walkę w Białorusi.
Czytaj również: Czy wybuchy na lotnisku Ziabrauka to sprawka białoruskich partyzantów?
Równocześnie przedstawiciel gabinetu tymczasowego Swiatłany Cichanouskiej ds. obrony i bezpieczeństwa narodowego Waleryj Sachaszczyk zapewnił, że nie dąży do wojny domowej.
“Uważam za tragedię każdą wojnę domową, w dowolnym kraju świata, w szczególności w swojej Ojczyźnie. Będę robił wszystko, aby do niego nie doszło” — powiedział Sachaszczyk podczas konferencji Cichanouskiej w Wilnie.
Równocześnie podkreślił, że “blok siłowy” jest opozycji potrzebny. “Ta strona (białoruska władza – red.), jeśli nie widzi przed sobą siły, ignoruje nas i nie chce z nami rozmawiać. Dlatego musimy zdobyć tę siłę. Kiedy ona się u nas pojawi, mam nadzieję, wszystko się zmieni. I mimo wszystko dialog się pojawi. A być może pojawi się wcześniej” — stwierdził Sachaszczyk.
Protesty w 2020 roku na początku z pewnością zaskoczyły białoruskie władze. Przede wszystkim skalą, której się nie spodziewano. Jeżeli opozycji udałoby się doprowadzić do ich powtórzenia, z udziałem doświadczonych żołnierzy czy gotowych do walki “partyzantów”, to do ich stłumienia mogłyby nie wystarczyć oddziały wojsk wewnętrznych MSW.
Trudno wyobrazić sobie pokojowo nastawiony naród białoruski szturmujący barykady pod pałacem prezydenckim. Należy jednak pamiętać, że część Białorusinów po 2020 roku nie wierzy już w protesty z plakatami i rozdawaniem kwiatów. Mińsk z pewnością zdaje sobie z tego sprawę i analizuje tego typu scenariusze.