Protest w Witebsku
W piątek, 11 września, dwóch mieszkańców Witebska, Uładzisław Kuznieczyk i jego ojciec Witalij, przyjechali do Mińska, by starać się tu o azyl polityczny. Mężczyźni kilka dni wcześniej, 6 września, brali udział w demonstracjach w Witebsku. Między protestującymi a funkcjonariuszami milicji doszło do bójki.
Milicja, nie mogąc zatrzymać tłumu protestujących, zaczęła wyrywać pojedyncze osoby. Część osób się rozbiegła, niektórzy podchodzili bliżej, żeby zobaczyć co się dzieje. Wówczas funkcjonariusze zaczęli bić demonstrantów.
Potwierdza to Uładisław Kuznieczyk w swojej relacji opublikowanej na Telegramie. Wynika z niej, że pracownicy służb specjalnych bez wyraźnego powodu zaatakowali uczestników pokojowego protestu.
W nagraniu mężczyzna powiedział:
– Uciekaliśmy przed OMON-em (…). Oni zaczęli zatrzymywać, wyciągać ludzi z tłumu. Rozbiegliśmy się w różne strony. Ojca uderzyli w nogi (…), czworo zaczęło go bić pałkami (…), prysnęli mu w twarz gazem łzawiącym. Zobaczyłem ojca (…) i jak każdy zdrowo myślący człowiek poszedłem go ratować.
Uładzimir i Witalij uciekli przed pracownikami OMON. Jak powiedział mężczyzna, nie wrócili do domu, ponieważ bali się, że mogą być śledzeni. Jak później dowiedział się od znajomych Uładzisław Kuznieczyk, obserwowano jego żonę i dzieci.
Na terenie ambasady Szwecji
Uładzimir i Witalij Kuznieczyk przez cztery dni ukrywali się u znajomych. 11 września przyjechali do Mińska, by w ambasadzie Szwecji prosić o azyl polityczny, ponieważ obawiają się o swoje życie. Mężczyzna tłumacząc swoją decyzję powiedział:
– Szwecja może nas wesprzeć, to humanitarny kraj, który nie pozostanie obojętny wobec bezprawia, który nie popiera tego, co robi nielegalna władza. Dlatego tu jesteśmy.
Mężczyźni rozmawiali przez domofon z pracownicą ambasady. Wytłumaczyli jej dlaczego się tu znaleźli i zwrócili się z prośbą o azyl polityczny. Po tym jak nie zostali wpuszczeni do środka, przeskoczyli przez płot otaczający teren placówki.
Azyl polityczny
Ojciec i syn nie chcą opuścić terenu ambasady, ponieważ obawiają się o swoje życie. Jak podaje portal tut.by przed budynkiem znajdował się pracownik służb specjalnych ubrany po cywilnemu. Nagrywał on dziennikarzy, którzy znajdowali się pod ambasadą Szwecji. Na tyłach ambasady było kilku funkcjonariuszy OMON. Pracownica ambasady odmówiła udzielenia komentarza w sprawie mieszkańców Witebska.
Uładzimir Kuznieczyk przekazał informację, że pracownicy placówki dyplomatycznej przynieśli im jedzenie i wodę. Ojciec i syn, dzięki pomocy pracowników przedstawicielstwa Szwecji, skontaktowali się z Organizacją Narodów Zjednoczonych. Mieszkaniec Witebska dowiedział się, że żadna ambasada na terytorium Białorusi nie udzieli im azylu politycznego. Mogą się o niego starać dopiero po opuszczeniu terytorium kraju.
źródło: tut.by, euroradio.fm